BAD TO THE BONE – relacja z imprezy
Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie musiałam nigdzie daleko jechać, by wziąć udział w jakimś większym wydarzeniu w klimacie BDSM/FemDom. Wreszcie coś działo się w Łodzi!
Jeden z Masterów łódzkiej sceny BDSM podjął się organizacji imprezy, którą zatytułował SIN CITY – BAD TO THE BONE. Oficjalnie, z powodów pandemicznych impreza była planem fetyszowego teledysku, a scenę stanowiły wnętrza jednego z łódzkich klubów, który na co dzień jest moim ulubionym, jedynym w moim mieście, klubem swingerskim. Organizator zadbał o odpowiednią muzykę, oświetlenie i wystrój. Na miejscu pojawiły się liczne akcesoria BDSM, kilka klimatycznych mebli, zaplanowane zostały pokazy oraz możliwość dania upustu swym żądzom spod znaku S-M. Szczerze powiedziawszy miałam obawy o to, jak na co dzień waniliowy klub swingerski udźwignie imprezę o takim charakterze – w końcu od dłuższego czasu namawiałam właściciela na zorganizowanie tak klimatycznej imprezy, choćby FemDomowej, jednak nie widziałam w jego oczach wiary w powodzenie takiego przedsięwzięcia…
Na szczęście imprezę tworzą ludzie – ci którzy ją organizują i ci, którzy w niej uczestniczą. „Dzięki spłonięciu” portalu zbiornik poszukiwania uczestników imprezy przeniosły się na jedynie słuszny portal FetLife, co znacznie zwiększyło szanse dotarcia do ludzi w klimacie i rozumiejących ideę takiego event’u. Dałam znać kilku zaufanym osobom i… pozostało czekać do sobotniego wieczoru 13 marca.
22:00. Mój uległy parkuje auto pod samym klubem. Wysiadamy. Mosiężna kołatka uderza o wielkie stalowe drzwi… Trzask zasuwy, skrzypnięcie zawiasów i w drzwiach wita nas Victor – gospodarz imprezy. Krótkie, oficjalne przywitanie – nie potrzebujemy wskazówek, co do lokalizacji szatni, toalety, baru itp.. trafimy tam zawiązanymi oczami… 🙂 Zauważam delikatne zmieszanie w oczach mojego uległego, wiem, że jest w takim miejscu, na takiej imprezie pierwszy raz. Czuję, że chciałby już założyć maskę i poczuć się bezpieczniej, w swoim świecie, w upragnionym klimacie… Oczywiście nie chcę go narażać na dyskomfort – pozwalam założyć maskę, widzę, że Jego stres po chwili odpuszcza. W międzyczasie mijają nas ludzie w skórach, lateksach, ulegli prowadzeni na smyczach, Dominy poprawiające makijaż i wydające ostatnie instrukcje swoim podwładnym… Już mi się podoba, sami swoi…
Chwila w szatni, po czym przedzieramy się przez ciężką kotarę i wchodzimy na główną salę. Szukam wygodnego miejsca dla naszej czwórki. Miękka pufa w narożniku sofy, gdzie rozsiądę się wygodnie, a obok na sofie mój mąż ze swoją partnerką – wracającą po przerwie do klimatu zwariowaną masochistką, wydaje się idealnym miejscem na resztę wieczoru. Kątem oka widzę siedzącego na sofie obserwującego mnie mężczyznę. Skądś go kojarzę, niestety nie mam najlepszej pamięci do twarzy…
Pierwszy rozluźniający drink… Czas na rozejrzenie się, sprawdzenie co się zmieniło od zeszłego tygodnia…? Na środku klubu pojawił się imponujący, pięknie podświetlony krzyż św. Andrzeja – gotowy na przyjęcie miłośników kar, bólu, chłosty, upokorzenia. Przyciemnione światło, zapach skóry w powietrzu, klimatyczna muzyka świetnie dopełniająca klimatu. Brawo Victor! Kilka osób wymienia powitalne skinienia… Uległy szuka bliskości w moich stopach, czuję jego oddech na szpilkach, drżące dłonie muskające obcasy. „Nasza” masochistka coraz bardziej wtula się w mojego męża – widzę, że szuka bliskości, potrzebuje czasu na zaznajomienie się z miejscem, otwarcie się, zdobycie zaufania do sytuacji i otoczenia. Wieczór zapowiada się na prawdę wyśmienicie…
Kolejne drinki i coraz bardziej klimatyczna, wręcz ryjąca mózg muzyka z minuty na minutę wkręcają mnie w mój ulubiony klimat. Siedzący obok mężczyzna decyduje się wreszcie podejść i przedstawić. Okazuje się, że rozmawialiśmy wcześniej, rozważaliśmy spotkanie na tej imprezie… Przypominam sobie naszą rozmowę, Jego fantazje, fetysze. Przyjmuję Go do naszego grona… Pokornie zajmuje miejsce obok mojego uległego – w końcu mam dwie nogi… Pozwoliłam im ułożyć się wygodnie na podłodze, zdjęłam szpiki… Zaczynam się delektować. Czuły dotyk, masaż, ciepłe oddechy uległych, ich języki błądzące między palcami moich stóp przenoszą mnie do innego wymiaru. To jest to co uwielbiam – dosłownie i w przenośni – faceci u mych stóp!
Wieczór nabrał rozpędu. Z głębi klubu dochodziły coraz głośniejsze odgłosy karanych i dyscyplinowanych uległych, przed nami tańczyły Dominy ze swoimi uległymi na smyczy, a na centralnie ustawionym krzyżu św. Andrzeja odbył się pierwszy pokaz Viktora i Jego uległej @__Czarnej. Karma dla oczu i duszy… Raczej nie będę zdradzać już więcej szczegółów tej nocy. Co wydarzyło się w klubie, zostaje w klubie… Ostatecznie ani ja, ani mój mąż nie jesteśmy ekshibicjonistami – ponieważ mój uległy i partnerka-masochistka mojego męża nabrali prawdziwej ochoty na realne skonsumowanie klimatu tej nocy, uznałam, że przyszedł najwyższy czas na afterparty… Ok. 4:00 opuściliśmy grzecznie klub udając się do apartamentu… Co było dalej pozostaje moją tajemnicą po grób, a Wasza wyobraźnia niech działa i podpowiada Wam najdziwniejsze scenariusze… Niewiele się pomylicie… 🙂
Co do samej imprezy… Ciężko się do czegoś „przyczepić”. Chyba, że na siłę… Być może kulała trochę frekwencja. Być może przyczyniło się do tego spłonięcie zbiornika, być może pandemia, może zbyt krótki czas między ogłoszeniem imprezy, a terminem jej organizacji – tak czy inaczej po prostu brakowało mi ludzi. Może przydałoby się też więcej pokazów, klimatycznego entertainment’u, prawdziwego wodzireja imprezy, ale… uznajmy to za „pierwsze koty za płoty”. Podobało mi się i na pewno z chęcią zagoszczę na SIN CITY – BAD TO THE BONE vol. 2. W międzyczasie wybadam grunt i spróbuję zorganizować swoją własną, autorską imprezę. Nazwę i logo mam już przemyślaną od dawna…
Z założenia miałaby to być impreza stricte FemDom’owa. Istne królestwo (przede wszystkim) niekomercyjnych Domin i uległych grzeszników szukających swojego klimatycznego ukojenia, prawdziwej spowiedzi duszy i ciała… Istny targ niewolników poszukujących swoich nowych (pierwszych?) Pań i właścicielek. Na moment, na dłużej, na zawsze…
Wiem, jak trudno wirtualnie stworzyć relację Pani-uległy. Może wykorzystując centralne położenie Łodzi warto właśnie tu zorganizować takie wydarzenie? Zapraszam wszystkie dominujące Panie (w pierwszej kolejności niekomercyjne) do kontaktu, oraz wszystkich bezpańskich uległych, niespełnionych grzeszników… Nie wykluczam uczestnictwa w imprezie dominujących Panów szukających swych uległych… często zgłaszają się do mnie Kobiety poszukujące swojego Pana… myślę, że warto i im umożliwić uczestnictwo w takiej imprezie.. Jeżeli będzie odpowiedni odzew, to w najbliższym czasie uda się zorganizować pierwsze łódzkie SINNERS CONFESSION vol.1, zrealizować fetysze dominujących Pań i Panów i spełnić marzenia prawdziwie uległych grzeszników obu płci…
Czekam – piszcie na passionmilfpl@gmail.com
Podziękowania i pozdrowienia dla Victora.
2 komentarze
SzczeniakPaniPassionMilf
Wpis jak zawsze pobudzający wyobraźnie… ciekawość mnie zżera co działo się dalej.
Jeśli chodzi o Pani pomysł na imprezę femdomową, uważam ze jest świetny. Chętnie bym zadebiutował w takim wydarzeniu.
Pozdrawiam wspaniałą Lady Passion
a84m88
Byłem ciekaw czy pojawi się wpis odnośnie imprezy i nie zawiodłem się 🙂
I tym bardziej żałuje że nie zdecydowaliśmy się na udział.