Wpis na blogu

Służba u mnie…. „rekrutacja”.

Chcę rozprawić się z najważniejszą kwestią, z którą mam spory problem… Jestem ogromnie zaskoczona, że aż tyle osób chciałoby spotkać się ze mną, służyć, przeżyć tresurę, czy po prostu być na sesji… Bardzo mi się to podoba, wręcz z wypiekami na policzkach zaglądam rano do skrzynki pocztowej i na portale… i? Tego nie da się ogarnąć…

Mam profil na najpopularniejszym chyba zbiorniku, na FetLife , BDSM.pl, nie licząc kilku innych. Bywały momenty, że na zbiorniku miałam ponad 2000 nieodczytanych wiadomości… Jestem normalną kobietą, mam obowiązki, pracuję, często wyjeżdżam w delegacje… musiałabym mieć dodatkowy etat, lub sekretarkę (może sekretarza?), by to wszystko ogarnąć… Próbowałam różnych opcji: wiadomości tylko od zweryfikowanych, nawet ustawiłam opcję „$” by odsiać pryszczatych nastolatków zakładających profil „dla beki”. Nic to nie dało… Bywało, że korespondowałam z kimś kilka tygodni, poświęcałam swój czas i uwagę, by zobaczyć na następny dzień komunikat „konto usunięte”… Dlatego przyjęłam inną taktykę…

Nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę komercyjną dominą. Nikt, nigdy nie wydał złotówki (nie licząc paliwa czy kosztu taksówki na dojazd) by się ze mną spotkać. Myślę o wynajęciu jakiegoś lokalu na „studio BDSM”, ale póki co, koszty mnie przerażają. FemDom traktuję jako hobby, pasję, sposób na odreagowanie, poczucie władzy i dominacji… A wiadomo hobby kosztuje: pieniądze i czas. Ponieważ pieniądze w hobby się nie liczą, pozostaje zadbać o czas… nie chcę go tracić na czcze gadanie, korespondowanie tygodniami z ludźmi, którzy nagle znikają… dlatego wymyśliłam i wprowadziłam „weryfikację”….

Każdy, kto chciałby spotkać się ze mną, przeżyć sesję, tresurę, obcować ze mną w tym klimacie musi się zweryfikować. Dlatego wymagam „foto-” lub ”videowerfikacji”. Abym zwróciła uwagę na zgłaszającą się osobę, musi mi ona przysłać video lub zdjęcie, na którym z kartką w ręku/zębach, pokornie uniżona, prosi mnie, PassionMILF, o przyjęcie na służbę. Nie interesują mnie zdjęcia z wakacji, ani fotki sterczącego penisa, wykonane komórką w toalecie. Swoją uległość i zaufanie musicie udowodnić już na wstępie – inaczej nie mamy o czym gadać… sorry. Taki mam warunek.

Zgłaszają się do mnie mężczyźni, kobiety, pary. Jak takie zgłoszenie powinno wyglądać pokazuję na załączonym zdjęciu. Zawszę cenię prywatność, dlatego zdjęcia są zapikselowane i przycięte:

Nie interesuje mnie wirtualna dominacja… nie mam czasu korespondować miesiącami. Może być to znajomość jednorazowa, dłuższa relacja oparta na wirtualnej (i realnej) kontroli nad uległym/ą, wspólny udział w FemDomowej imprezie z uległym na smyczy…. Ja po prostu lubię ten klimat. Żyję tym. Zdarzają się nawet osoby, które proszą o przejęcie kontroli nad ich życiem, nawet w najdrobniejszych szczegółach: podają mi loginy do poczty, facebooka, pytają o zgodę na sex z żoną. Zwykle dość szybko „wymiękają”, marnując swoje i moje zaangażowanie. Weźcie to pod uwagę, szanujcie swój i mój czas. … I najważniejsze: bezapelacyjnie, automatycznie, lądują w koszu wraz z banem, propozycje i teksty w stylu „Hej! Będę w środę w Łodzi – masz czas?”. To ja wzywam na służbę, to ja wybieram czas i miejsce, nie jestem „call girl”. Jedyne akceptowalne formy zwracania się do mnie to „Pani”, „Lady”, „Mistress” – z żadnym uległym/ą nie jestem i nie będę na „ty”.

Jeżeli rozpoczniemy znajomość, będziemy ją kontynuować na Skype.
Oczekuję przywitania co rano i „dobranoc” co wieczór, nawet jeżeli sama przez cały dzień nic nie napiszę. Jeżeli zadam pytanie nie lubię czekać na odpowiedź. Brak kontaktu ze strony uległego powoduje usunięcie ze Skype i konieczność ponownej weryfikacji w przyszłości (wielu zakłada nowe konto i udaje, że się wcześniej nie znaliśmy).

Mam nadzieję, że ten post oczyści nieco atmosferę i spowoduje, że będę mogła oddać się pasji nie tracąc energii i czasu…

9 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *