• Wpis na blogu,  Wpis na zamówienie

    Tabu: FemDom, a różnica wieku… rzecz o jednorożcach.

    Kolejny temat poruszany w wiadomościach od Was. Czas i z nim się rozprawić.

    I choć tytuł może trochę intryguje, w końcu nie często rozmawia się o rzeczach tabu, to w rzeczywistości będzie o… jednorożcach.

    Nie  będę wnikać we wszystkie konfiguracje, jakie mogą się zdarzyć w dominacji… Starszy Master – młodziutka uległa. Młody Master – młoda uległa, młoda Domina – starszy uległy itd., itd. Na pewno każda kombinacja ma swoje plusy i minusy. 

    Ja skupię się na mojej. Nic już nie poradzę na fakt, że jestem kobietą 40+.
    W końcu MILF nie wzięło się znikąd… Pozostaje więc wstęp: dojrzała Domina i… starszy uległy, uległy rówieśnik, młodszy uległy, młodziutki uległy….

    Dominacja to moja pasja, wentyl bezpieczeństwa, źródło z którego czerpię energię, realizuję się i odczuwam satysfakcję. Początkowo podświadomie, naturalnie dążyłam do kontaktu z rówieśnikami. Wydawało się to bezdyskusyjne. Jednak mężczyźni 40+ to cały przegląd życiowych (ciężkich) przypadków: rozwodnicy, znudzeni mężowie, swingersi szukający odmiany, zmanierowani prezesi, ulegli z doskoku, niedogadani ze swoimi partnerkami, eksperymentatorzy… Jednym słowem kaszana. Tak kaszana. Problemy ze wzwodem, bo stres, bo stanowisko, bo obawa przed „dekonspiracją” i cały wachlarz oporów przeplatanych chęcią przeżycia kobiecej dominacji. Zaczęło mnie to męczyć… 

    Traf chciał, że na sesji pojawił się mężczyzna znacznie młodszy ode mnie… Taki 30+… powiało świeżością, spora odmiana. Człowiek już czegoś w życiu zaznał, wiele przeżył, ciągnęło go jednak do uległości. Był jeszcze nie zastygniętą masą, jeszcze plastyczną. Zasiałam w nim ziarno FemDom, zdjęłam z niego odium dominującego samca… wręcz go wyzwoliłam. Miałam z tego ogromną satysfakcję, jemu ulżyło, zrozumiał, że nie ma już czasu i sensu samemu się oszukiwać. Do dziś mi dziękuje, czasem pisze, wiem, że znalazł swoją drogę. Puściłam go wolno, dziś żyje we wspaniałym związku z dominującą kobietą. 

    Jakiś czas później los postawił mi na drodze chłopaka (?), dokładnie 26-cio letniego. Wcześniej dużo rozmawialiśmy… poznałam jego duszę, jego wnętrze. Zrozumiałam, że jest naturalnie uległy, że taki się urodził. Błądził, szukał, nie umiał przed żadną partnerką pokazać swojej uległości. Ukradkiem, w tajemnicy spotykał się z komercyjnymi Dominami. Skrzywdziły go. Finansowe wykorzystanie, ankieta przed sesją, odarcie z fantazji, klimatu i spontaniczności: zaznacz co możesz, co chcesz, a czego nie, zapłać zaliczkę, a resztę daniny i słowo bezpieczeństwa załatwimy na miejscu. STOP! Co to jest? Uległy mężczyzna, chłopak, nie jest przedmiotem, bankomatem, śmieciem, kimś gorszym! To CZŁOWIEK czerpiący przyjemność i spełnienie z uległości…

    Poczułam wręcz złość, że niektórzy muszą zjeść beczkę soli zanim dokopią się do słodyczy, spełnienia, spokoju… wiem, że takie jest prawo rynku, że wszystko dziś można kupić, sprzedać, nawet dominację, ale to przecież granie na czyjejś wrażliwej psychice…. Dominacja to nie burdel, gdzie się płaci, bierze i wychodzi. To zabawa na otwartym mózgu, uczuciach i otwartości… 

    W miarę upływu czasu, gdy na moich sesjach pojawiali się coraz młodsi mężczyźni, zapaliła mi się lampka ostrzegawcza: „Halo! Stop! masz 40 lat, a ci faceci mogliby być twoimi synami”… Obcowanie, jakby nie było seksualne, z takimi osobnikami jest społecznie nieakceptowalne, to…TABU.  Trafiłam wtedy na świetny film: „My Mistress”, polecam:

    Mniej więcej w tym czasie narodził się mój fetysz: sporo młodsze, męskie, wręcz chłopięce ciało i umysł… Podobno kobiety są jak wino: czym starsze tym lepsze. Niestety trudno to powiedzieć o mężczyznach… auto prosto z salonu, czy kilkuletnie, to jednak „inna jazda” niż nieprzewidywalny „przechodzony” egzemplarz. Podniecenie młodego samca, jego sterczący twardy ogonek, drżenie ciała, otwartość i młodzieńcze zaufanie zaimponowały mi na tyle, że z premedytacją olałam reguły, konwenanse i społeczne normy. 

    Tak! szczególnie podniecają mnie młodzi, otwarci, niewinni ulegli. A najbardziej podnieca mnie ich mózg… Nie jest też tak, że napisze do mnie 20-latek i w najbliższy weekend ląduje u mnie na sesji…. Najpierw dużo rozmawiamy, piszemy, poznajemy się…  

    I jeżeli wyczuję, że chłopak rzeczywiście jest uległy, że nie jest to chwilowa zajawka, że taki się urodził, że już od najmłodszych lat podniecał się na myśl o władczej kobiecie, że obserwował ruchy pani przedszkolanki, pierwszej nauczycielki w szkole, że nasłuchiwał stukotu jej szpilek, czuł zapach jej perfum z kilometra, że marzył o rozkazie klęczenia na grochu za swoje przewinienie, wręcz czekał na karę, rozkazy, coś więcej… to…musi być MÓJ. Każdy taki młody uległy to… jednorożec. Tak! Jednorożec. 

    Bajkowy stwór, wręcz stworzony dla dominującej kobiety. Chcę, by po świecie chodziły jednorożce, by były jak najdłużej prawdziwe w swej nierealności. A najlepiej na zawsze. By wyrośli na prawdziwych mężczyzn, prawdziwie uległych, żyjących w zgodzie ze swoją naturą i przeznaczeniem. Nie duszących się w swych związkach, ale żyjących pełnią uległego życia. Wiem, że moje komercyjne koleżanki zabijają jednorożce. Bezwzględnie wykorzystują młodzieńczą ufność i cynicznie opróżniają ich skarbonki z jeszcze komunijnych pieniędzy. To zabije każdego jednorożca. 

    Początkowy zwykły fetysz młodego męskiego ciała przerodził się we mnie wręcz w kult naturalnej, wrodzonej, pierwotnej uległości. Chcę ratować genetycznie urodzonych uległych. Rozbudzić w nich odwagę do służby Kobiecie. Niech nie schodzą z tej drogi, niech nie zabijają w sobie jednorożca… Jeżeli kiedyś trafią w swym życiu na dominującą Kobietę, z którą stworzą prawdziwy związek FemDom, oboje mi kiedyś (przynajmniej w myślach) podziękują. Chcę wprowadzać w świat kobiecej dominacji, wręcz rozdziewiczać, pozostawać w umysłach tych młodzieńców na zawsze. To moja misja, to mnie podnieca. Fizycznie i psychicznie. 

    A jaka była Wasza droga? Nie sądzę, by młodzieńcze marzenia znalazły zrozumienie wśród rówieśniczek… ile czasu, związków, (i pieniędzy) zmarnowaliście zanim znaleźliście swoje spełnienie w uległości? A może dalej jesteście niespełnieni?

  • Wpis na blogu

    Tortury czy tresura…?

    Niejednokrotnie w Waszych mailach, komentarzach, wiadomościach do mnie piszecie jak chcielibyście być potraktowani podczas służby… Niejednokrotnie pada pytanie jak to u mnie wygląda? Czy jestem delikatna czy raczej z tych twardszych…? A ja niejednokrotnie odpisuję, że nie jestem sadystką… Zdaje sobie sprawę, że jedna z literek w skrócie BDSM to sadyzm, ale ja uprawiam taki, który mi sprawi przyjemność a jednocześnie zdyscyplinuje kundla. A oni są różni… jeden po kilku klapsach chce uciekać, inny po prawie porozrywanej dupie od bata chce więcej i spuszcza się od każdego plaśnięcia….pamiętajcie jednak o tym, że WSZYSTKO co robię musi być zgodne z moją estetyką, ma MI sprawiać frajdę i zadowolenie… a moim zadowoleniem są jęki psa, ciche „dziękuję Pani” po każdym razie w tyłek. Moim zadowoleniem jest bezdyskusyjne posłuszeństwo nawet jeśli wiąże się to ze związaniem, podwieszeniem i zasłoniętymi oczami. Moje zadowolenie to stukot szpilek wkoło wielkiego psa, którego kilkoma słowami i cichym świstem bata rzuciłam sobie do stóp… tam gdzie jest miejsce każdego kundla, szczeniaka a później też i rasowego psa… I tak! im większy tym lepszy i tym większa moja satysfakcja.

    Owszem używam pejczy, pacek czy bata…. ale ma to być element dyscyplinujący. Każde świśnięcie ma przypominać psu do kogo należy, co robi pod moimi stopami i że wymagam dużo… wymagam zostawienia męskiego ego gdzieś daleko, dużo dalej niż tylko za drzwiami mojego apartamentu. Męskie ego jest dla mnie nic nie warte, pokorny i posłuszny pies to wspaniały widok pod stopami. Ale są też dni kiedy moją radością jest tylko spranie dupy psa…. widok puchnących pośladków jest podniecający a świadomość, że pies poświęca się, bezgraniczną uległością chce mi sprawić przyjemność jest ekscytująca…. pieści, wyzwala endorfiny, jest oczyszczająca. Każda zabawka to fajna sprawa prawda? A ta wytresowana, z oczami pełnymi uwielbienia, nawet z grymasem przyjemnego bólu jest najlepsza.

    Poza tym wiem, że taki chwilowy ból, szczypnięcie, klaps po chwili rozlewa się w błogie ciepło. Takie, które daje więcej zadowolenia i przyjemności niż bólu. No i wiem, że podczas mojej sesji obie strony czerpią dla siebie dużo, pomimo że z innych pobudek 🙂

    No więc pytanie: sadystka czy hedonistka? Jak myślicie?

    I nic temu wielkoludowi nie jest w stanie pomóc… tylko łaska Pani
    Pies jako suka też potrzebuje mocnych bodźców
    Aż poszła śliczna fale uderzeniowa 😉
    To już bez odwrotu… raz musi paść
  • Wpis na blogu

    Zapach kobiety… mój zapach.

    Jak się domyślacie, otrzymuję mnóstwo maili, wiadomości i zaczepek. Spora część piszących to klimatyczni ulegli, fetyszyści, wielbiciele różnych bodźców, w tym… zapachowych. Szanuję każdy fetysz, każdą odmienność o ile.. nie kojarzy mi się ona ze zboczeniem czy wręcz… obrzydzeniem.

    Nie potrafię zrozumieć wiadomości, w których otrzymuję propozycje lizania niemytych, spoconych stóp, face-sittingu czy rimmingu po całym, upalnym dniu. Zdarzają się amatorzy spoconych pach, czy gazów puszczanych prosto w twarz – STOP! Dla mnie to obrzydliwe i osoba pisząca mi o tym, nie ma szans na dalszą korespondencję ze mną. Nie praktykuję też scatu i innych zapachowo wątpliwych zabaw. ..

    W każdej technice jest drugie dno, a przynajmniej moja, indywidualna jej interpretacja. Dlatego nie akceptuję scatu, „całodniowego” pissu, spoconych stóp, pach i gazów. Zapach ma być zapachem, moim, Kobiety, Dominy… i… samicy… tak jestem też samicą.

    I wiem, że przygotowana do sesji, czysta, wykąpana, podniecona, napalona i tak wydzielam swój prawdziwy, mocny, charakterystyczny zapach – ZAPACH KOBIETY. Wiadomo, że automatycznie pojawia się on w okolicach 12-16 dnia cyklu, ale też ZA KAŻDYM razem, gdy się podniecę, poczuję pragnienie i żądzę…

    I nie ważne, czy będzie to minetka, face-sitting, rimming czy stopy… Strefy erogenne wydzielają feromony automatycznie… produkują chemiczną kompozycję, która odbiera samcom rozum. Rozumiem to i szanuję, wręcz mnie to podnieca. Jest mi przyjemnie, gdy mój wierny pies błaga mnie o przesłanie moich noszonych majtek, czy pończoch. On to już poczuł, on ten zapach zna, pamięta, on za nim tęskni, on go podnieca. I tak to powinno działać. Nie rozumiem mężczyzn, skupujących noszoną bieliznę „jak leci”… to zupełnie przypadkowe związki chemiczne, po prostu feromony jakiejś kobiety… Mój pies, który poczuł już mój zapach, delektował się nim, który wbił się w jego mózg, ma prawo, a wręcz powinien mieć przy sobie mój zapach. Proszącym o to psom z chęcią wysyłam moją bieliznę – jestem wtedy bliżej nich i wiem, że uzależniają się ode mnie… przecież żadna inna Kobieta nie pachnie tak, jak JA…

    Siła zapachu jest ogromna. Jest bezwzględna i działa na poziomie instynktu. Lubię to… lubię każdą bezwzględną, wręcz instynktowną i zwierzęcą zależność. Podnieca mnie to…

    A Wy macie pamięć zapachu? Wystarczą Wam jakiekolwiek noszone majtki przypadkowej kobiety, czy wolelibyście te konkretne…? Kojarzące się z gorącą i odbierającą rozum sesją… mną?

  • Wpis na blogu

    Psia wierność

    Uległy, pies, kundel, szczeniak…., jakby nie nazwać uległego pod stopą Pani, jest coś co łączy wszystkich… WIERNOŚĆ i tęsknota. Wiadomym jest, że choćby najmniejszy przejaw zainteresowania ze strony Pani przyjmowany jest z entuzjazmem, błyskiem w oku i wielką radością 😉 Ale wirtualna służba, spotkania tylko co jakiś czas to długie chwile oczekiwania, wzdychania do zdjęć Pani i tęsknoty… Moje psiaki są bardzo wtedy kreatywne 🙂 aby zwrócić na siebie uwagę nawet z odległych miejsc piszą, wysyłają zdjęcia, zachęcają do rozmów i interakcji… Dostałam ostatnio super prezent, wręcz dumna jestem z tego mojego kundelka, który to napisał… Większość z Was/Nas zna piosenkę „Zaopiekuj się mną”… Właśnie na jej podstawie mój kundel poeta stworzył dla mnie wiersz:

    „Otacza ciemność mnie, i mam dreszcze
    boję się tego co nadejść ma, lecz chcę jeszcze
    Ubóstwiam Panią swą za Jej srogość…
    poniża Ona mnie, to ma błogość

    Zaopiekuj się Pani mną… nawet gdy doświadczenia brak
    skarć, biczuj, poniżaj… mocno tak

    Zabawką jestem, nawet gdy Pani nie ma obok
    psem, kundlem, podnóżkiem Jej… być ciągle na nowo

    Zaopiekuj sie Pani psem… bo on dla Pani jest
    Zaopiekuj się Pani psem… zerżnij go, na smycz weź
    Zaopiekuj się Pani psem… bo on Pani zabawką jest
    Zaopiekuj się Pani psem… bo on bez Pani nie potrafi żyć

    Załuż mu pas cnoty i rządź…”

    Czyż nie w punkt trafione wyznanie?
    Inny psiak ryzykując nakryciem przez postronne osoby zrobił zdjęcie… zachęcające do zabawy, rozmowy, prowokujące… z dopiskiem „Pani pobaw się z psem”…

    Czasy nie sprzyjają spotkaniom… moje psy tęskną, czasem im trochę odbija i zaczynają za bardzo fikać… rozumiem to, bo sama chętnie wzięłabym jednego czy drugiego na smycz, pod but… wyobrażam sobie powrót do pracy i taką sytuację jak na jednej z przysłanych grafik…

    Albo spacer w piękne wiosenne popołudnie…

    Nie ulega wątpliwości, że związek psa z Panią bywa silny, wiem, że po sesjach umacnia sie coraz bardziej i bardziej… to naturalne, że tęsknota wzrasta, chce się więcej spotkań a marzenia krążą gdzieś wokół codziennej służby… takie pełne oddanie to niezwykłe uczucie dla Pani i to jest tym na co Pani najbardziej zasługuje i co jest kwintesencją związku…

    Czekam na Wasze wnioski 🙂

  • Wpis na blogu

    O spermie słów kilka…

    U samca alfa sperma to kwintesencja jego męskości… Efekt pożądania, współżycia, orgazmu… Kobieta, która czuje męskie spełnienie, ciepły obfity wytrysk nasienia wie, że doprowadziła partnera do ekstazy, do rozkoszy, do samczego wytrysku, pierwotnego wypełnienia jego misji, do której został naturalnie stworzony: zapładniania. Ten cel odejmuje mu też często rozum… nawet gdy wie, że kobieta jest zabezpieczona, lub gdy używają prezerwatywy – instynkt nakazuje władować w nią maksymalnie głęboko, maksymalny ładunek spermy w nadziei na zapłodnienie i potwierdzenie swej hegemonii, przekazania dalej genów. Czasami, gdy zabawa weźmie górę nad instynktem, samiec postanawia zrobić ze swej spermy obiekt kultu, świętego Graala, ambrozję… Tryska wtedy ochoczo na twarz partnerki, do ust, na piersi, upaja się tym widokiem, chce patrzeć jak kobieta delektuje się jej smakiem, konsystencją… Japończycy wymyślili nawet słynne bukkake, podczas którego tryskają grupowo na żądną spermy dziewczynę… upajają się widokiem zalanej nasieniem kobiety…

    A jak wygląda sytuacja uległego, psa, podnóżka?

    On przecież też jest niby mężczyzną… jednak z racji statusu uległego psa, jego plemniki są nic nie warte… to odwrotność nasienia supersamca. Owszem… pies otrzymuje czasami nagrodę, czasem Pani poświęci chwilę jego nędznemu penisowi. Oczywiście  o seksie oralnym może jedynie pomarzyć… Pani może zechcieć trącić jego penisa obcasem, stopą, może nawet gołą stopą… w formie najwyższej nagrody Pani może chcieć sprawdzić czy pies jest dostatecznie mocno podniecony obcowaniem ze swą właścicielką… Może też nakazać psu bawienie się samym sobą…. I wtedy często pies nie wytrzymuje podniecenia, spuszcza się bezwiednie, jak niewychowany szczeniak. Pół biedy, gdy sperma poleci na podłogę, dywan czy wykładzinę. Po to pies ma język, by natychmiast to sprzątnąć nie pozostawiając śladu. W przypadku, gdy nieszczęśliwy traf sprawi, że sperma psa znajdzie się na stopach, czy butach Pani, sprawa staje się poważniejsza. Co prawda wywołuje to uśmiech (politowania) na mojej twarzy, sprawia, że wiem, że mózg psa eksplodował od samego patrzenia na mnie i bycia blisko, ale spawa nie jest prosta… Oprócz oczywistego nakazu sprzątnięcia śladów swej niesubordynacji, czyli wylizania do czysta butów, czy podłogi, Pani decyduje o karze za tak złe zachowanie… pończochy ze śladami spermy lądują w gardle psa, a reszta kary to już kwestia wyobraźni Pani… ale o tych karach napiszę w innym poście…

  • Wpis na blogu

    Myśli o Pani zamknięte w klatce.

    Zadziwiające jest, jak wiele korzyści, funkcji i zabawy daje męski pas cnoty…
    Co prawda pierwotnie na pomysł wpadli i urządzenie wymyślili mężczyźni w celu zagwarantowania sobie w brutalny sposób kobiecej wierności, lecz po pewnym czasie sami stali się mniej lub bardziej zadowolonymi użytkownikami własnego wynalazku. O ile pas cnoty kojarzy się raczej kobieco, to określenie „męski pas cnoty” wcale nie jest tak mocno naciągane. Oczywiście w przypadku mężczyzn bardziej prawidłowym, technicznym określeniem jest „klatka na penisa”, to ja jestem jednak za „pasem cnoty”. Nie chodzi tu przecież o wnikanie w konstrukcję, sposób montażu, zakładania, noszenia – tu chodzi o FILOZOFIĘ!
    Porzućmy średniowieczne wyobrażenie ciężkich, kutych, niewygodnych, nie zapewniających higieny konstrukcji, których zastosowanie podyktowane było częściej względami terapeutycznymi (leczenie uzależnienia od seksu itp.) lub prewencyjnymi (gwałciciele, dewianci)…

    Dzisiejsze konstrukcje to często wyrafinowane, piękne, dopracowane małe dzieła sztuki. Mają w sobie coś tajemniczego, coś mrocznego, ekscytującego… ja nie patrzę na nie jak na konstrukcje, urządzenia, zabawki – ja widzę w nich…. NARZĘDZIA. I to w dodatku wielofunkcyjne!

    Interesują mnie wyłącznie modele z wyższej półki. Nie może być to kilka metalowych kółeczek zapinanych na pasek. Nie przejdą też kłódeczki z 3-cyfrowym kodem, czy wkładki na kluczyk, które można otworzyć agrafką. Aby całość miała jakikolwiek sens klatka w której zamknięty będzie penis ma być w 100% nie do obejścia, oszukania, zdjęcia i ponownego założenia bez tzw. przypału. Zatem w grę wchodzą wyłącznie modele wyposażone w jednorazowe zrywane numerowane plomby, lub w zamki elektryczne otwierane zbliżeniowo (karta, chip, pilot, nadajnik itp.) czy „cyfrowo” (np. bluetooth). Nie mówię już o modelach wyposażonych w nadajnik GPS itp.  – mi osobiście wystarczy świadomość, że pies będzie musiał pokazać mi nienaruszoną plombę…. Plombę zakładam JA, po ustalonym czasie sprawdzam numer, i JA ją zrywam! Oprócz tego pas cnoty musi spełniać jeszcze trzy kryteria: zapewnić łatwe utrzymanie higieny, ma być w miarę wygodny i w razie konieczności dawać możliwość awaryjnego otwarcia bez wzywania straży pożarnej…

    Przejdźmy zatem do momentu zakładania pasa cnoty… no dobra: klatki na penisa.

    Co czuje Domina, a co powinien czuć pies i jaki to wszystko ma sens?

    Po pierwsze: brak współżycia. Do czasu następnego spotkania pies nie będzie współżył z żadną inną kobietą (ani facetem, jeżeli jest bi, czy homo).

    Po drugie: lody też może wybić sobie z głowy – ani żona, ani kochanka, czy prostytutka nie pomogą mu w tej sprawie…

    Po trzecie: onanizowanie się również pozostaje w kwestii marzeń.

    Po czwarte: marzyć może tylko o swej Pani, bo Ona ma „kluczyk” do klatki… Za każdym razem, gdy myśli psa otrą się o jakikolwiek seksualny aspekt, pies automatycznie myśli o Pani.

    Po piąte: każdy krok, każdy stopień, siadanie, wstawanie przypomina psu o klatce. O układzie. O Pani. Cały dzień, każda chwila to przypomnienie Pani i myślenie o spotkaniu z Nią.

    Po szóste: w nocy pies również wzdycha i myśli o Pani. Nocne mimowolne wzwody w klatce są bolesne. Są wyzwaniem. Pies błaga w myślach swą Panią o zdjęcie klatki. Bije się z myślami, rozważa poddanie się, zerwanie klatki, walczy, cierpi ale wie, że… Pani go nagrodzi.

    Po siódme: post fizyczny. Brak orgazmów to brak wytrysków. Jądra psa napełniają się po brzegi spermą. Są nabrzmiałe i gotowe do eksplozji. Wyposzczony pies z pełnymi jajami błagający swą Panią o litość i ulgę to kwintesencja dominacji. Bo i tak najpierw pies będzie musiał zadowolić swą Panią, nagroda jest opcją… bywa, że tylko poprawiam plombę i pokazuję drzwi.

    Po ósme: to prawdziwa ozdoba psa, wreszcie coś ładnego. Klęczący spragniony pies, ze sterczącym penisem i wiszącymi jajami to żałosny widok… Budzący litość. A przecież pies może się pochwalić pięknym modelem pasa cnoty i… faktem, że jest w nienaruszonym stanie. To o wiele milszy widok dla jego Pani.

    Po dziewiąte: brak możliwości stymulacji penisa, wcześniej czy później zaprowadzi psa do zainteresowania własnym odbytem… Tam, za zakrętem, ma prostatę… samemu ciężko mu będzie w ten sposób dojść, ale… niech trenuje, niech się rozciąga, niech próbuje. Tylko ułatwi swojej Pani, gdy Ona zechce dosiąść go straponem… a i sam sobie ulży. Same plusy! Swoją drogą nienawidzę psów z ciasnymi, dziewiczymi dupami….

    Po dziesiąte: Radość Pani. Choć to powinno być w punkcie pierwszym jako najważniejsze, to celowo piszę o tym na końcu. Wszystko powyższe sumuje się i daje mi poczucie PEŁNEJ WŁADZY. Nie mam psów przy sobie 24h/7dni w tygodniu. Ale znając numer plomby niejako „stoję” obok psów bez przerwy…

    A Wy jakie macie odczucia na temat męskiego pasa cnoty?

  • Wpis na blogu

    Fetysz stóp…

    Czyż to nie najlepsza data na taki wpis? Kobieta, Lady, Pani, Władczyni… jakkolwiek JĄ nazwiesz to i tak ONA jest Najwyższą Istotą. Szkoda, że tak wiele z NAS nie potrafi tego wykorzystać. Tak wiele nie chce uznać swojej przewagi. Kobietki! Warto! Uwierzcie – to MY jesteśmy kwintesencją wszystkiego wkoło 🙂 Życzę Wam odnalezienia tego w sobie 🙂

    A teraz wpis dla moich czytelników i uległych… 🙂 (bo nie zawsze jedno równa się z drugiemu 😉 )

    Fetysz stóp… bardzo popularny sposób na okazanie uległości, niesamowicie popularny temat w 90% wiadomości do mnie… chcecie służyć pod butem, pantoflem, stopą… najlepiej gołą choć taka w pięknej pończosze też jest porządana… rozumiem moją przyjemność – czuły, delikatny masaż po długim dniu dreptania w szpilkach… bo w czym innym ma dreptać TAKA Kobieta jak ja? 😉 ale co uległych pcha w te rejony kobiecego ciała? Wiem z pierwszej ręki (tak, dużo rozmawiam z własnym facetem! – myśleliście, że takiego nie ma? 😉 ), że do takiej „przyjemności” długo się dojrzewa… stopy są, bo przecież muszą, ale serio (sic!) mają służyć aby pokazać swoje oddanie? serio na tym ma się opierać służba?, wierność?, oddanie? Opiszę jak to dla mnie wygląda, a na Wasze komentarze będę wyczekiwać z niecierpliwością 🙂 TAK, to dla mnie kwintesencja… to największe oddanie aby sprowadzony do poziomu fugi uległy pokazał jak jego PANI jest ważna, jak jest pożądana, jak jest szanowana… od najmniejszego paluszka stopy, od podbicia, pięty, nawet łydki… to stopy noszą TWOJĄ KRÓLOWĄ po tej ziemi, to ONE są bezpośrednią przyczyną tego że ONA jest blisko ciebie… tak! uwielbiam jak są masowane, całowane, każdy paluszek wypieszczony na maksa…. i to też nie „urodziło” się razem ze mną, to ewoluowało razem z moja dominacją, ewoluowało z moja przyjemnością posiadania uległego u stóp… taka służba niesamowicie mnie pieści, niesamowicie dowartościowuje, niesamowicie pokazuje do czego mój uległy jest gotów. Przecież lizanie podeszwy buta czy obcasa nie jest niczym przyjemnym, a jednak! Jednak moje kundelki tego chcą, do tego skomlą i tego pożądają…. kiedyś przeprowadzę taką sesję… od A do ZET opartą tylko i wyłącznie na służbie pod butem… nic więcej… tylko buty i stopy Pani i on… uległy, kundelek, sługa… tak, to jedno z moich marzeń 🙂 a teraz czekam na wysyp Waszych deklaracji 😉 choć chyba już jeden taki bardzo, bardzo kochający moje obcasy już jest prawda?? 😉

  • Wpis na blogu

    Femdomowe imprezy….

    Czy tak do końca femdomowe?? Hmmm…. wg mnie nie do końca, bo ludzi w klimacie jest na takich imprezach całe mnóstwo. I przeważają dominujący faceci. Napuszeni, ubrani w garnitury (tak! tak! garnitury jak w korpo ;), i uznający tylko ubiór w klimacie swojej suni… wg mnie żenada. Sunia prawie naga, obowiązkowo epatująca cyckami – niekoniecznie fajnymi 😉 a facet dumny w krawacie jak od komunii… serio? Panowie masterzy! naprawdę można wyglądać fajnie, z klasą i w klimacie… nikt nie myśli o wbiciu Was w lateks jak w wielką czarną (koniecznie!) prezerwatywę ale naprawdę można…. dlaczego tylko kobiety zarówno te uległe jak i dominujące potrafią „wyglądać”?? A wracając do imprez… tak się złożyło, że w bardzo krótkim czasie byłam na dwóch… kompletnie innych choć obie w klimacie. W Łodzi w klubie BODO – bardzo kameralna, na zapisy, z ograniczonym dostępem… i faktycznie bardzo klimatyczna. Tak powinno to wyglądać… kilka pokazów, kilka par – różnych konfiguracji, kilka miejsc do różnych zabaw – podwieszania, trampingu, miejsce dla pucybuta i zaciemnione kanapy gdzie można w pełni oddać się zabawie z uległym… przyznaję, pojawiłam się tam bez swojego uległego, chciałam odpocząć, złapać oddech, zobaczyć jak bawią się inni. Stało się inaczej… gdzieś niedaleko ode mnie leżał porzucony kundelek, mały nieśmiały psiak, który w oczach miał prośbę o przygarnięcie… tak się składa, że jestem niesamowicie empatyczna, bardzo czuła na „krzywdę” malutkich i pomimo, że na zdjęciach wyglądam drapieżnie to mam bardzo miękkie serce (moje psiaki! nie czytajcie tego dosłownie! 😉 ) no więc przygarnęłam malucha… i okazało się to fajnym zwieńczeniem wieczoru 🙂 profesjonalny, znający się na rzeczy… buty wypucowane, stopy wypieszczone i…. (nie! to już zostawię dla siebie ;))… drinki sie leją, pies u stóp a w tle zabawa w pełni…. uległe wiszą, są chłostane, jakiś uległy doznaje trampingu… tak, zdecydowanie imprezę uważam za udaną 😉 Idąc na fali pomyślałam o czymś klimatycznym w stolicy… wiadomo – miejsce zobowiązuje i będzie na pewno co wspominać. I tym razem korzystając z okazji umówiłam nowego uległego. Chciałam być pewna że mam go u swych stóp, że spełnia każdą moją zachciankę, chciałam poczuć coś więcej niż w Bodo… kilka rozmów, ustaleń jak ma wyglądać i się zachowywać i… pora imprezy nadeszła szybko. ERO FETISH NIGHT w Voo Doo Club. Chyba miałam ogromne oczekiwania, których sama impreza mi nie dała… Mój piesek świetny, na poziomie, dostosował się w pełni… strój, zachowanie – no pełna profeska – szacun piesu (choć nie powinno się chwalić, bo samozachwyt u moich uległych nie jest mi potrzebny ;)) – pierwsze nasze spotkanie wyszło super, więc impreza OK. Poza tym spodziewałam się więcej… ale może lokal nie taki jak powinien być… za bardzo „rozlazły”, za wielki, za bardzo rozciągnięty…. uczestnicy tez jacyś nie do końca chyba w klimacie. Wg mnie ubranie na siebie lateksu nie czyni z człowieka uległego czy dominanta… wyszło niespecjalnie. Ale oczywiście to moje odczucie. Poza tym ja bawiłam się świetnie.. wiem już, że imprez między sobą nie można porównywać, każda jest inna, każda daje jakieś doświadczenia, każda zostawia ślad 😉 Uważam, że należą sie podziękowania każdemu organizatorowi, za chęć, za odwagę, za możliwość spotkania z innymi w klimacie… jedno jest pewne: będę wyszukiwać imprez, będę wypatrywać Was, będę bywać i sie dobrze bawić 🙂 pozdrawiam Was ulegli, uległe ale i dominy i masterzy 🙂 do zobaczenia.

    Ps. na imprezach erotycznych zabronione jest robienie zdjęć, więc swoich pamiątek nie mam, ale od czego są grafiki… 🙂 kilka w moim ulubionym klimacie jako ilustracja do posta 🙂