Nowa ja… czekam na Was.
Witajcie po dłuższej blogowej przerwie. Jak zauważyliście, od dłuższego czasu nie zamieszczałam tutaj żadnych nowych treści. Uznałam, że poruszam się w świecie tak emocjonujących, a zarazem delikatnych i osobistych przeżyć, że nie jest to materiał, którym należy dzielić się na „lewo i prawo”. Dominacja (jak również uległość) są nośnikami bardzo osobistych i głębokich przeżyć. Siedzą głęboko w głowie, wynikają z wielu, często bardzo osobistych przeżyć i pragnień. Każdy przejaw chęci dominacji czy potrzeby uległości to jakaś HISTORIA, to człowiek, to uczucia, emocje. Nie biorą się znikąd, choć często prowadzą donikąd…
Od czasu uruchomienia tej strony, której celem było pokazanie mojej transformacji, prawdziwej przemiany jaką może przejść (chyba każda) kobieta, jak może czerpać satysfakcję i siłę z dominacji, jak może budować tym siebie, ale też… budować uległą stronę, pozwolić jej to odkryć i czuć się wreszcie spełnioną! To moje największe odkrycie ostatnich miesięcy – dominując budujesz siebie ale i stronę uległą, i odwrotnie – ulegając odnajdujesz siebie i budujesz dominującą stronę!
Chyba powoli klaruje Wam się mój przekaz? Przyznam, że pomimo iż dalej obracam się w świecie dominacji, to większość, ba! 90% czasu poświęcam odpisywaniu na maile i wiadomości od uległych i… dominujących.
To z iloma Waszymi historiami, przeżyciami, pragnieniami, fetyszami, marzeniami i chęciami się spotkałam wystarczyłoby na (niejedną) książkę…Przez lata działalności w tej tematyce, dzięki wielu spotkaniom, setkom rozmów, tysiącom maili, wyłania mi się tragiczny obraz chaosu, totalnego niezrozumienia i wypaczenia tematyki dominacji i uległości. Erotyka to nasze życie, nasza codzienność – każdy wie, że nie potrafimy bez tego żyć. Tymczasem „branża porno”, media, internet zasypują nas erotyczną papką, produkując coraz więcej łatwosprzedawalnej treści, nie wnikając w prawdziwe pragnienia, te schowane głęboko w głowach, umysłach, pragnieniach… Choć dominacja i uległość są oczywiście obecne w mainstreamie to są traktowane trochę po macoszemu, często z przymrużeniem oka, na pograniczu śmieszności i marginalizowane, nie warte głębszego spojrzenia. Początkowo nie przypuszczałam, że mój zwykły blog wyzwolonej kobiety spowoduje, że do późna w nocy będę siedzieć i odpisywać na tysiące wiadomości od singielek, singli, par, małżeństw…
W swojej skrzynce pocztowej mam wiadomości od dojrzałych Panów nie potrafiących przyznać się przed swoją partnerką do swoich upodobań, od Pań, które by chciały, ale nie wiedzą jak zacząć, lub nie chcą, a są do tego namawiane, od nastolatków którzy chcieliby spróbować ale wstydzą się komukolwiek o tym powiedzieć, od par które próbowały ale kopiowały jedynie „scenki z filmów” i wyszło śmiesznie, żeby nie napisać tragicznie… A przecież świadome i prawdziwe wejście w ten świat może przynieść same korzyści! Obydwu stronom. Uważam, że zdobyłam na tyle dużo doświadczenia i zajrzałam dogłębnie w niejeden uległy czy dominujący umysł, że jestem w stanie pomóc w każdej sytuacji….
Dlatego postanowiłam podzielić się z Wami moją wiedzą, doświadczeniem i obserwacjami. Wiem, jak dotknąć tej delikatnej kwestii, jak pchnąć do działania, do wyjścia z cienia, do spełniania swoich pragnień i fetyszy. To dość wyboista droga, wymagająca otwartości, rozmowy, zaufania, odwagi i… zrobienia pierwszego kroku. Jeżeli nie wiesz, nie wiecie jak ruszyć z miejsca – ZAPRASZAM.
Kontaktuj się ze mną w każdym przypadku, gdy:
- czujesz się stroną uległą ale nie wiesz, jak o tym powiedzieć swojej partnerce, partnerowi?
- nie wiesz jak przekonać drugą stronę do spróbowania takiej relacji?
- stawiasz pierwsze kroki jako strona uległa i nie wiesz od czego zacząć?
- chcesz dominować, ale nie wiesz jak zareaguje druga strona?
- chcesz poznać ludzi podobnie myślących, wybrać się na tematyczną imprezę?
- chcesz po prostu porozmawiać, zwierzyć się, rozwiać wątpliwości lub utwierdzić się w tym co czujesz?
- może chcesz, chcecie usiąść w spokojnym miejscu i porozmawiać?
- a może chcesz zostać Dominą, Masterem, czujesz, że chcesz dominować i nie wiesz od czego zacząć?
W każdym przypadku zapraszam do rozmowy. Moje doświadczenie, wiedza i analityczny umysł są do Waszej dyspozycji. Chętnie doradzę, podpowiem, i zrobię wszystko, by pchnąć Wasze życie i pragnienia na wyższy poziom. Możemy porozmawiać dosłownie o wszystkim. Możesz się zwierzyć, poradzić, wygadać, uzyskać radę czy podpowiedź – zapraszam.
Wszystko co robiłam do tej pory było, nastawione na obopólną przyjemność, poznanie, zrozumienie i szacunek. Nigdy nie kierowałam się komercją i w żaden sposób nie czerpałam jakichkolwiek profitów. Jednak teraz, chcąc być dla Was oparciem, wsparciem, podpowiedzią, drogowskazem, chcą zrobić to dobrze i indywidualnie, muszę zagłębić się w każdy przypadek indywidualnie, poznać Waszą historię, pragnienia, fetysze, sięgnąć głęboko w Wasze umysły, relacje… to bardzo delikatna i skomplikowana materia, wymagająca zaangażowania, emocji…. czasu… a także pieniędzy.
Nie otwieram fetyszowej kliniki złamanych serc, video-chatów, kamerek czy innych internetowych zadowalaczy – choć kliniką, czy gabinetem zwierzeń można to nazwać. Gotowe rozwiązania czy złote środku nie istnieją. Zawsze jest to kwestia poznania, otwarcia się i szczerej rozmowy. Zapraszam do kontaktu – pisz na passionmilfpl@gmail.com – na pewno nie znajdziesz w Polsce drugiej osoby tak otwartej na Twoje problemy, wątpliwości, obawy, pragnienia, fetysze… porozmawiajmy.
Czekam na Ciebie, i Ciebie i Ciebie i na Was…
Poufność, szczerość i zaangażowanie – gwarantowane.I am back.
Po dłuższej nieobecności i ciszy na blogu, wracam.
Przekonały mnie setki prywatnych wiadomości, wyrażających troskę o mnie (dziękuję) i tęsknotę za nowymi wpisami. Naprawdę jestem miło zaskoczona faktem, że tak dużo osób obserwuje bloga… Nie spodziewałam się, że tak wiele osób odezwie się „prywatnie”, gdy przestanę zamieszczać nowe treści…
Czas więc powrócić do pisania… długie wieczory, masa nowych przemyśleń i spostrzeżeń, większe doświadczenie…
Mam nadzieję, że będzie ciekawie.
Jednocześnie nieśmiało zarysowuję mój najnowszy projekt: „Akademia FemDom”. Pisało do mnie wiele kobiet, par, które chciałyby, próbują, eksperymentują, fantazjują o FemDom, ale nie potrafią… zacząć. Po wielu wielu rozmowach w realu, mailowych, czy na Skype poczułam wewnętrzną potrzebę podzielenia się swoimi doświadczeniami. W śmiałej wizji widzę to nawet jako cykliczne spotkania w klimacie FemDom, czy to z jedną parą, czy w większym gronie… Najważniejsze, to zrobić pierwszy krok.Zapraszam zatem do kontaktu Panie chcące poczuć kobiecą władzę, Pary nieśmiało próbujące takiego układu, osoby uległe obu płci, które chciałyby „statystować” i służyć za „pomoc naukową” dla Domin. Więcej o projekcie już wkrótce.
Stay tuned.
Zabezpieczone: Sinners Confession – kilka słów …
FemDom Night: SINNERS CONFESSION – zapraszam!
Udało mi się ustalić termin i miejsce. Już 24.04.2021 w Łodzi odbędzie się klimatyczna FemDomowa impreza dedykowana wyłącznie dominującym Paniom i uległym!
Osobiście mam ochotę poddać mumifikacji kilku chętnych uległych, położyć ich u stóp i rozkoszować się tym widokiem… w międzyczasie popijać drinki z tacy trzymanej przez nagiego sługę (choć CFNM to nie warunek). Mam nadzieję, że zgłosi się kilka służących sissy…
Niech Wasze grzeszne, uległe dusze znajdą wreszcie ukojenie u stóp Dominujących Pań!Spotkajmy się, poznajmy, spędźmy razem klimatyczną noc! Mam nadzieję, że nie zawiedziecie i licznie stawicie w sobotni wieczór?
Aby skutecznie zgłosić się na imprezę warto mieć konto na FetLife.com – link do info o wydarzeniu: fetlife.com/events/983365 ostatecznie piszcie do mnie maila.
Przy okazji serdecznie zapraszam dominujące Panie – zgłaszajcie się, zapowiada się prawdziwa uczta dla naszych dominujących dusz… i ciał. 🙂Dla nie posiadających konta na FetLife wklejam screen ogłoszenia:
Do zobaczenia w Łodzi!
BAD TO THE BONE – relacja z imprezy
Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie musiałam nigdzie daleko jechać, by wziąć udział w jakimś większym wydarzeniu w klimacie BDSM/FemDom. Wreszcie coś działo się w Łodzi!
Jeden z Masterów łódzkiej sceny BDSM podjął się organizacji imprezy, którą zatytułował SIN CITY – BAD TO THE BONE. Oficjalnie, z powodów pandemicznych impreza była planem fetyszowego teledysku, a scenę stanowiły wnętrza jednego z łódzkich klubów, który na co dzień jest moim ulubionym, jedynym w moim mieście, klubem swingerskim. Organizator zadbał o odpowiednią muzykę, oświetlenie i wystrój. Na miejscu pojawiły się liczne akcesoria BDSM, kilka klimatycznych mebli, zaplanowane zostały pokazy oraz możliwość dania upustu swym żądzom spod znaku S-M. Szczerze powiedziawszy miałam obawy o to, jak na co dzień waniliowy klub swingerski udźwignie imprezę o takim charakterze – w końcu od dłuższego czasu namawiałam właściciela na zorganizowanie tak klimatycznej imprezy, choćby FemDomowej, jednak nie widziałam w jego oczach wiary w powodzenie takiego przedsięwzięcia…
Na szczęście imprezę tworzą ludzie – ci którzy ją organizują i ci, którzy w niej uczestniczą. „Dzięki spłonięciu” portalu zbiornik poszukiwania uczestników imprezy przeniosły się na jedynie słuszny portal FetLife, co znacznie zwiększyło szanse dotarcia do ludzi w klimacie i rozumiejących ideę takiego event’u. Dałam znać kilku zaufanym osobom i… pozostało czekać do sobotniego wieczoru 13 marca.22:00. Mój uległy parkuje auto pod samym klubem. Wysiadamy. Mosiężna kołatka uderza o wielkie stalowe drzwi… Trzask zasuwy, skrzypnięcie zawiasów i w drzwiach wita nas Victor – gospodarz imprezy. Krótkie, oficjalne przywitanie – nie potrzebujemy wskazówek, co do lokalizacji szatni, toalety, baru itp.. trafimy tam zawiązanymi oczami… 🙂 Zauważam delikatne zmieszanie w oczach mojego uległego, wiem, że jest w takim miejscu, na takiej imprezie pierwszy raz. Czuję, że chciałby już założyć maskę i poczuć się bezpieczniej, w swoim świecie, w upragnionym klimacie… Oczywiście nie chcę go narażać na dyskomfort – pozwalam założyć maskę, widzę, że Jego stres po chwili odpuszcza. W międzyczasie mijają nas ludzie w skórach, lateksach, ulegli prowadzeni na smyczach, Dominy poprawiające makijaż i wydające ostatnie instrukcje swoim podwładnym… Już mi się podoba, sami swoi…
Chwila w szatni, po czym przedzieramy się przez ciężką kotarę i wchodzimy na główną salę. Szukam wygodnego miejsca dla naszej czwórki. Miękka pufa w narożniku sofy, gdzie rozsiądę się wygodnie, a obok na sofie mój mąż ze swoją partnerką – wracającą po przerwie do klimatu zwariowaną masochistką, wydaje się idealnym miejscem na resztę wieczoru. Kątem oka widzę siedzącego na sofie obserwującego mnie mężczyznę. Skądś go kojarzę, niestety nie mam najlepszej pamięci do twarzy…
Pierwszy rozluźniający drink… Czas na rozejrzenie się, sprawdzenie co się zmieniło od zeszłego tygodnia…? Na środku klubu pojawił się imponujący, pięknie podświetlony krzyż św. Andrzeja – gotowy na przyjęcie miłośników kar, bólu, chłosty, upokorzenia. Przyciemnione światło, zapach skóry w powietrzu, klimatyczna muzyka świetnie dopełniająca klimatu. Brawo Victor! Kilka osób wymienia powitalne skinienia… Uległy szuka bliskości w moich stopach, czuję jego oddech na szpilkach, drżące dłonie muskające obcasy. „Nasza” masochistka coraz bardziej wtula się w mojego męża – widzę, że szuka bliskości, potrzebuje czasu na zaznajomienie się z miejscem, otwarcie się, zdobycie zaufania do sytuacji i otoczenia. Wieczór zapowiada się na prawdę wyśmienicie…
Kolejne drinki i coraz bardziej klimatyczna, wręcz ryjąca mózg muzyka z minuty na minutę wkręcają mnie w mój ulubiony klimat. Siedzący obok mężczyzna decyduje się wreszcie podejść i przedstawić. Okazuje się, że rozmawialiśmy wcześniej, rozważaliśmy spotkanie na tej imprezie… Przypominam sobie naszą rozmowę, Jego fantazje, fetysze. Przyjmuję Go do naszego grona… Pokornie zajmuje miejsce obok mojego uległego – w końcu mam dwie nogi… Pozwoliłam im ułożyć się wygodnie na podłodze, zdjęłam szpiki… Zaczynam się delektować. Czuły dotyk, masaż, ciepłe oddechy uległych, ich języki błądzące między palcami moich stóp przenoszą mnie do innego wymiaru. To jest to co uwielbiam – dosłownie i w przenośni – faceci u mych stóp!
Wieczór nabrał rozpędu. Z głębi klubu dochodziły coraz głośniejsze odgłosy karanych i dyscyplinowanych uległych, przed nami tańczyły Dominy ze swoimi uległymi na smyczy, a na centralnie ustawionym krzyżu św. Andrzeja odbył się pierwszy pokaz Viktora i Jego uległej @__Czarnej. Karma dla oczu i duszy… Raczej nie będę zdradzać już więcej szczegółów tej nocy. Co wydarzyło się w klubie, zostaje w klubie… Ostatecznie ani ja, ani mój mąż nie jesteśmy ekshibicjonistami – ponieważ mój uległy i partnerka-masochistka mojego męża nabrali prawdziwej ochoty na realne skonsumowanie klimatu tej nocy, uznałam, że przyszedł najwyższy czas na afterparty… Ok. 4:00 opuściliśmy grzecznie klub udając się do apartamentu… Co było dalej pozostaje moją tajemnicą po grób, a Wasza wyobraźnia niech działa i podpowiada Wam najdziwniejsze scenariusze… Niewiele się pomylicie… 🙂
Co do samej imprezy… Ciężko się do czegoś „przyczepić”. Chyba, że na siłę… Być może kulała trochę frekwencja. Być może przyczyniło się do tego spłonięcie zbiornika, być może pandemia, może zbyt krótki czas między ogłoszeniem imprezy, a terminem jej organizacji – tak czy inaczej po prostu brakowało mi ludzi. Może przydałoby się też więcej pokazów, klimatycznego entertainment’u, prawdziwego wodzireja imprezy, ale… uznajmy to za „pierwsze koty za płoty”. Podobało mi się i na pewno z chęcią zagoszczę na SIN CITY – BAD TO THE BONE vol. 2. W międzyczasie wybadam grunt i spróbuję zorganizować swoją własną, autorską imprezę. Nazwę i logo mam już przemyślaną od dawna…
Z założenia miałaby to być impreza stricte FemDom’owa. Istne królestwo (przede wszystkim) niekomercyjnych Domin i uległych grzeszników szukających swojego klimatycznego ukojenia, prawdziwej spowiedzi duszy i ciała… Istny targ niewolników poszukujących swoich nowych (pierwszych?) Pań i właścicielek. Na moment, na dłużej, na zawsze…
Wiem, jak trudno wirtualnie stworzyć relację Pani-uległy. Może wykorzystując centralne położenie Łodzi warto właśnie tu zorganizować takie wydarzenie? Zapraszam wszystkie dominujące Panie (w pierwszej kolejności niekomercyjne) do kontaktu, oraz wszystkich bezpańskich uległych, niespełnionych grzeszników… Nie wykluczam uczestnictwa w imprezie dominujących Panów szukających swych uległych… często zgłaszają się do mnie Kobiety poszukujące swojego Pana… myślę, że warto i im umożliwić uczestnictwo w takiej imprezie.. Jeżeli będzie odpowiedni odzew, to w najbliższym czasie uda się zorganizować pierwsze łódzkie SINNERS CONFESSION vol.1, zrealizować fetysze dominujących Pań i Panów i spełnić marzenia prawdziwie uległych grzeszników obu płci…Czekam – piszcie na passionmilfpl@gmail.com
Podziękowania i pozdrowienia dla Victora.
Mumifikacja. Mommy’fication?
Termin ten wywodzi się z języka arabskiego i odnosi się do konserwacji zwłok. Mumifikacji z urzędu poddawani byli faraonowie, papieże, czasem dyktatorzy czy inni „uwielbiani” przywódcy, oraz, na zlecenie, każda osoba która miała takie życzenie i… było ją na to stać. Ale wpis oczywiście nie będzie o tym. Na moje potrzeby wymyśliłam własną genezę pochodzenia tego słowa i definicję praktyczną. Wg mnie, nazwa techniki powinna odwoływać się od Matki (z angielskiego Mom, Mommy), dającej poczucie bezpieczeństwa, błogości, władzy i bezgranicznego zaufania…Zatem na czym polega Mommy’fication w wydaniu BDSM?
Po pierwsze na bezgranicznym zaufaniu.
Nie dajcie się zwieść tandetnym filmikom, w których osoba dominująca okręca stretchem czy folią kuchenną osobę uległą i łechcze ją po piętach. Tak może zabawić się znudzone sobą małżeństwo. Pamiętajcie, że mumifikacja to całkowite unieruchomienie. Musisz ufać drugiej osobie w 200% jeżeli chcesz, by ta przejęła nad Tobą całkowitą władzę. Nie każdy jest gotowy na całkowite pozbawienie się możliwości władania kończynami, całkowite unieruchomienie i wystawienie swojego bezbronnego ciała na łaskę i niełaskę drugiej osoby. Do tego na prawdę potrzebne jest stuprocentowe zaufanie… A jeżeli ono już jest to druga strona musi…
Posiadać choć podstawową wiedzę
Pierwszy mit jaki trzeba obalić to uduszenie… wiele osób ma wpojone, że oddychamy również przez skórę… Wyprowadzę Was z błędu: nie jesteśmy płazami, by oddychać przez skórę, a całkowita skórna wymiana gazowa to ok 1%. Nikt więc się nie udusi nawet przy szczelnym owinięcia folią… co najwyżej się spoci. Trzeba jednak pamietać o przepływie krwi, tętnicach i żyłach, nie krępować zbyt mocno, by nie zaburzyć swobodnego przepływu krwi – to podstawa. Nieodzownym elementem są specjalne ostre ratownicze nożyczki z zaokrąglonymi czubkami, którymi można szybko rozciąć więzy, taśmy, folię…
Weźmy też pod uwagę, że taśmę pakową czy PowerTape jakoś trzeba od skóry odkleić. O ile osoba poddana tej technice lubi przymusową depilację i ból z tym związany – nie ma problemu… Pozostaje jeszcze tak prozaiczna kwestia jak zwykłe… swędzenie. Osoba zmumifikowana może lubić niewygodę z tym związaną, może to być jej fetyszem, jednak przed przystąpieniem do tej techniki warto uzgodnić, czy w takim przypadku można poprosić o… zwykłe podrapanie? Łyk wody? Niby banał, a może popsuć zabawę.
I na sam koniec największy banał: potrzeby fizjologiczne: mumifikacja to nie jest zabawa na kwadrans. To celebracja, to długotrwały proces, który angażuje obie strony na długi czas, a sama mumifikacja może trwać kilkadziesiąt minut, a czasami kilkadziesiąt godzin. Dlatego, by nie psuć obopólnej zabawy powstrzymajcie się od spożywania obfitych posiłków i wlewania w siebie hektolitrów płynów na dobę przed wydarzeniem. Ustalcie hasło/znak bezpieczeństwa i….
Do dzieła!
Mumifikować można na wiele sposobów i w wielu pozycjach: w zasadzie w każdej, choć wg mnie są trzy podstawowe:
Pozycja leżąca, „cygaro”, w której stajemy się leżącym trupem, z którym osoba dominująca może zrobić co chce… Oprócz zapewnienia oddychania, może też przewidzieć otwory/miejsca, przez które wyeksponuje, pozostawi dostępne narządy płciowe…
Pozycja embrionalna, w której osoba mumifikowana poczuje się maksymalnie bezpiecznie i komfortowo. Technika unieruchomiania noworodków za pomocą ciasnego zawiązania „becika” na wzór przebywania w łonie matki, pozwala odczuć błogość, spokój i gigantyczne poczucie bezpieczeństwa…
Pozycja „otwarta„, w której ostateczne ułożenie osoby zmumifikowanej to wyłącznie inwencja osoby dominującej. Może być to pozycja na klęczkach, wypięta, wygięta, z rozchylonymi nogami – tu ograniczeniem, jest tylko wyobraźnia… to pozycja skrajnie uległa, nastawiona na odbieranie nawet najmocniejszych bodźców. Choć przypominam, że zakres zabawy trzeba uzgodnić przed jej rozpoczęciem, to zawsze można pomyśleć nad…
Pogłębieniem odczuć…
Jak? Samo unieruchomienie jest już dużym, ogromnym przeżyciem. Jedną z moich ulubionych technik jest deprawacja sensoryczna. Dotyczy ona pozbawienia zmysłów dotyku, wzroku, węchu i słuchu. Jeżeli przed mumifikacją założę osobie uległej słuchawki lub stopery do uszu mam pełną kontrolę nad tym co słyszy, lub… faktem, że nie słyszy nic. Nie wyobrażacie sobie nawet, jak odbiera się dźwięk w takiej sytuacji lub kompletną ciszę. Pozostawienie osoby uległej w takim stanie potrafi przenieść ją w inny wymiar. Uwierzcie…Bicie własnego serca staje się trzęsieniem ziemi. A jeżeli…
Zintensyfikujemy bodźce?
Tu pole do działania jest ogromne. Od prozaicznego łaskotania, przez radełkowanie, lanie wosku, po nożyczki, którymi.. uwolnię niektóre zmysły. Np nos… zapach stóp, pończoch, facesitting. Sam zmysł zapachu przenosi uległego w inny wymiar. Mogę też użyć nożyczek do rozcięcia powłoki w miejscach intymnych. Bawić się przyrodzeniem, czy cipką jak kawałkiem mięsa. Bądź użyć do celu jaki mi się tylko podoba.
Wosk, lód, paznokcie, strapon.. mam w końcu przed sobą mumię, bezwolną, ale… czującą. Wszystko w moich rękach. Jakże to miłe uczucie…
Koniec techniki mumifikacji można wyznaczyć na kilka sposobów. Po minięciu czasu, na który się umówiliśmy, na umówione słowo / znak bezpieczeństwa, po przeżytym orgazmie (bo i taki się spontanicznie zdarza), lub po mojej decyzji…
Technika mumifikacji daje niesamowicie dużo możliwości. Lubię ją. Jednak, jak widzicie, w ilustracjach do tego wpisu posiłkowałam się zdjęciami z internetu. Nie miałam okazji uwiecznić na zdjęciach własnych praktyk w tym zakresie.
Dlatego zwracam się do moich czytelników: czy ktoś z Was (zwłaszcza uległe, lub marzące o uległości Panie) chciałby się poddać takiej technice na spotkaniu ze mną? Czekam na poważne i przemyślane zgłoszenia.
Na koniec wspomnę o najnowszym trendzie w dziedzinie unieruchamiania i mumifikacji. Mamy XXI wiek – kosmos, antygrawitacja, lewitacja 🙂 Niesamowitym wynalazkiem jest vacuum-bed, vacuum-cube itp. To nie jest zwykłe odessanie powietrza. To unieruchomienie absolutne, stopklatka, inny wymiar. Jedyne co pozostaje Wam z życia, to oddychanie, bicie serca i własne myśli… Moim marzeniem jest posiadanie takiego urządzenia… może niedługo…?
FemDomowo-waniliowe Andrzejki
Długo przez Was oczekiwana relacja sprzed dwóch tygodni…
Tym razem postanowiłam lepiej wykorzystać wynajęty apartament – oprócz FemDom’owej sesji z uległym, na późniejszą godzinę zaprosiłam parę rówieśników na waniliową imprezę w większym gronie. Żeby dodać wieczorowi pikanterii, zdecydowałam, że uległy po sesji zostanie w roli służącego donoszącego drinki, przekąski i dbającego o dobrą zabawę moją, mojego męża i moich gości.
Czas przedstawić uległego…. tym razem to nie Jednorożec. Choć też młody, to jednak dość doświadczony w klimacie i obyty w kwestii spotkań z Dominami. Spotkałam go na FemDom’owej kolacji pod Warszawą – stali czytelnicy zapewne odnajdą go w relacji z tamtej imprezy. Odezwał się po jakimś czasie, prosząc o spotkanie, jednak dopóki był własnością innej Dominy – musiałam odmówić. Gdy uporządkował swoje relacje i zameldował gotowość do służenia tylko mi… postanowiłam działać. Akurat zbliżał się wieczór Andrzejkowy.
Punktualnie o 20:00 zameldował się na miejscu. Na szczęście nie okazał się drżącym ze strachu, przerażonym młodzieńcem. Zaraz po wejściu, przywitaniu się i odświeżeniu prawie dwumetrowy facet przyjął jedynie słuszną pozycję…
Przypomnienie kilku podstawowych zasad było czystą formalnością…
Oczywiście korespondowaliśmy wcześniej, znałam jego upodobania, fetysze i pragnienia. Zbieg okoliczności sprawił, że wiele mieliśmy podobnych. Dlatego szybka rozgrzewka skóry pośladków była obopólną przyjemnością…
Gdy uznałam, że rozgrzewka przebiegła prawidłowo, sprawiła nam obojgu sporo frajdy i dała masę pozytywnych bodźców, zapowiadając ciekawy przebieg reszty wieczoru, nadszedł czas na obrożę…
Obowiązkowe oprowadzenie uległego po apartamencie. Spacer przygotowujący kolana do twardej klęczącej służby to kolejna przydatna rozgrzewka…
Podczas wycieczki do kuchni zapoznałam go z obowiązkami, składem drinków i preferencjach gości.
Kolejnym naszym wspólnym fetyszem jest adoracja stóp. Jak się nie oprzeć błagającemu uległemu, zwłaszcza, że z przyjemnością oddałabym się relaksującej kąpieli i masażowi stóp…?
Dla spostrzegawczych: zwróćcie uwagę, jak dobrze ułożony uległy powinien składać swoje ubranie… Idealna kosteczka, nawet bez wydawania polecenia. Idealnie dobrana temperatura wody to też podstawa…
Po relaksującej kąpieli i dokładnym wymasowaniu stóp zapragnęłam rozrywki, czegoś wprawiającego w błogostan i dobry humor… Padło na dość trudne zadanie: striptease w damskich ciuszkach. Przyznam, że było to wyrachowane i celowe działanie. Wiedziałam, że uległy nie najlepiej czuje się w feminizacji, a ponieważ był tak swobodny i zrelaksowany podczas sesji, postanowiłam lekko go utemperować… Dodatkowo, by poczuł się jak gwiazda – kilka fotek z garderoby z przygotowań przed występem 🙂
Sam striptease pominę milczeniem… Wiem, że się starał… Widziałam jak płonie ze wstydu starając się sprawić mi przyjemność i wywołać uśmiech. Niezgrabnie poruszające się dwumetrowe ciało w za małych pończochach skutecznie mnie rozweseliło, a jego twardo sprowadziło na ziemię…
Jednak się starał… w nagrodę zapach Pani niczym ścieżka kokainy…
Czas wrócić do zabawy i wspólnych fetyszy… Unieruchamianie, krępowanie, wiązanie, tease and denial… przy okazji kontrola sprawności ogonka…
Podniecenie młodego narastało dość szybko… a przed nami jeszcze tyle wieczoru… Przypomniałam sobie o Andrzejkach i wróżbach. Nie jestem samolubna, niech młody też sobie powróży…
Co prawda losowałam za niego, ale przyznajcie, że mogło wypaść gorzej…:)
Czas na moje wróżby… Nie często używam wosku, ale w Andrzejki to tradycja. Wydaje mi się, że w kształcie wosku widzę upadłego, leżącego twarzą do dołu archanioła… dokładnie jak mój uległy. Nie.. jednorożca tam nie widzę 🙂
Po wróżbach przyszedł czas na obdarcie mojego aniołka ze skrzydełek i piórek i przejęcie nad nim władzy…
Po kolejnej rozgrzewce czas przejść do konsumpcji.. Tu znowu spotkały się nasze fetysze… Strapon daje mi wspaniałe poczucie władzy… zwłaszcza gdy przez oparcie fotela przewieszony jest dwumetrowy samiec…
W trakcie ujeżdżania sama już nie wiedziałam, kto komu sprawia większą frajdę…? Rozumiem zgodność oczekiwań, fetyszy i pragnień, ale zapachniało mi to wręcz FemDomową randką… Postanowiłam natychmiast wyegzekwować przyjemność wyłącznie dla siebie… konkretną, mocną, wymagającą pełnego zaangażowania uległego… Gag wydawał się najlepszym pomysłem.
Dobrze ułożony i doświadczony uległy ma swoje plusy… Zaskoczył mnie sprawnością i swego rodzaju namiętnością – to na prawdę było dobre…
Momentalnie zapragnęłam sprawdzić poziom umiejętności i zaangażowania uległego w wersji bez gaga…
Hmmm… to też było na prawdę dobre…. bardzo dobre! Nie przechodziłam już do face-sittingu… Szkoda było odwlekać tak wspaniale zapowiadający się nadchodzący orgazm. Taaak, to tygrysy lubią najbardziej… Rozczulił i wspaniale mnie zrelaksował…
Czas było wracać do drinka i obowiązków. Niedługo miała przyjść para, która raczej nie przepada za takim klimatem. Ostatnie chwile bliskości z Panią nadeszły dość szybko…
Na czas waniliowej części imprezy trzeba odpowiednio przygotować i ubrać służącego. W pończochach, pasie cnoty i z tacą z drinkami – tak przywita gości. To impreza raczej swingerska, więc… sami rozumiecie…
Zdążyłam w ostatnim momencie. Oszczędzę Wam widoku służącego „w pracy”… 🙂 Fakt, że przybyła para była mocno zaskoczona takim widokiem, jednak… ostatecznie ta koncepcja bardzo im się spodobała. Znikające drinki uzupełniane były na bieżąco, przygotowywane zgodnie z życzeniami gości. Ja tylko zdradzę, że lubię duuużo lodu…
Relacji z dalszej części wieczoru oczywiście nie zamieszczam… Zwłaszcza, że zanim porządnie rozkręciła się waniliowa impreza odesłałam służącego do domu… była przed nim ponad 100 kilometrowa droga do domu…
Przy okazji daję ogłoszenie: szukam uległego, gotowego służyć podczas waniliowych imprez, z choć minimalnym doświadczeniem barmańskim/kelnerskim… koniecznie z Łodzi lub bliskich okolic, tak by mógł szybko stawić się do obowiązków. A może znajdzie się służąca?
Trochę żałuję, że nie wywróżyłam sobie kolejnego Jednorożca… 🙁
Spacer w chmurach…
Sobotnie listopadowe popołudnie… Kółka walizki miarowo stukają o łączenia granitowych płyt, którymi wyłożona jest ul.Piotrkowska. Zbliżam się powoli do apartamentu, który zarezerwowałam kilka dni wcześniej i zaczynam się zastanawiać „jak wytłumaczę młodemu, gdzie ma na mnie czekać”? Zna Łódź, podam adres, ale dla ścisłości wyślę mu to zdjęcie…
Dlaczego „młody”? Nie wiem, czy zobaczył mój wpis o fetyszu młodych chłopaków, czy był to czysty przypadek, jednak napisał do mnie, ledwie… dwudziestolatek! Bardzo sympatyczny, ciekawy życia chłopak, piszący tak dojrzale i emocjonalnie, że nie mogłam przejść obojętnie nad jego wiadomością. Pisał najprawdziwszy Jednorożec, chłopiec, którego myśli zawładnięte są kobiecą dominacją, który jest kompletnie bez doświadczenia i praktyki, ale pełen fascynacji i uległości… Odważnie odpowiadał na pytania, czuć było, że w pełni rozumie klimat, wrodzona uległość siłą huraganu pcha go w otchłań uległości i prosi…. bym to ja, wprowadziła go w ten świat. A przynajmniej uchyliła jego rąbka, pozwoliła spróbować…. Nie zastanawiałam się długo…
Apartament, jeden z niewielu działających w erze COVID, nie był zbyt przestronny… Nie znałam go, nie miał antresoli, ani moich ulubionych barierek, do których uwielbiam przywiązywać i unieruchamiać uległych… Co prawda powtarzałam sobie w głowie „to młody chłopak, nie przestrasz go, nie jest gotowy na ostrzejsze klimaty”, to jednak chciałam w pewnym sensie przygotować go na to, dać mu przedsmak tego, co znaczy oddanie się w ręce Dominy…
Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk SMSa… Młody potwierdzał w nim, że jest w drodze… Szybka poprawka makijażu, nastawienie nastrojowej muzyki, przygaszenie świateł, otulenie się zapachem mojego ulubionego Channel No5 i… kolejny SMS: „Jestem na miejscu, mam ze sobą szarą torebkę”… Przyprowadzenie go zajęło dosłownie moment… Zaraz po przekroczeniu progu został skierowany do łazienki… na ostatnie przeymyślenia, oddech i przygotowanie się….Co mnie rozczuliło? W szarej torebce Młodego było opakowanie Ferrero Rocher, które wręczył mi trzęsącymi się dłońmi i młodym, ufnym spojrzeniem wbitym w ziemię…
Rzadko miewam rozterki… Ale tym razem nie wiedziałam, czym się w tej chwili kierować? Ujrzanym przed chwilą obrazem roztrzęsionego młodziutkiego chłopaka, czy realizować przegadaną ze świadomym jednorożcem sesję, w której chciał poczuć władzę kobiety, jej siłę, zdecydowanie, zapach i namiętność? Musiałam szybko przeanalizować sytuację, znaleźć złoty środek…
Młody wręczył mi swoją świeżutko kupioną obrożę.. Ponieważ paczka nie zdążyła przyjść na czas, posiłkował się interwencyjnym zakupem obroży w sex-shopie „po drodze”…. Nie wiem, kto doradził mu ten zakup….. Młody, trzęsący się ze strachu, szczuplutki i drobny chłopiec, wręcza mi nabitą ćwiekami. potężną obrożę dla na prawdę krnąbrnego uległego… Zakładam… innej nie mamy, ale sprzedawcom w sex-stopach polecam bardziej wnikliwe analizowanie potrzeb klienta….
Tak posłusznie chodzącego na smyczy uległego jeszcze nie miałam… Młody doskonale wyczuwał każdy mój ruch, podążał za moim zapachem, wręcz wyprzedzał każdy ruch…Nie musiałam ani razu szarpnąć smyczą, ani razu czekać na zmniejszenie dystansu… to był spacer w chmurach. Kilkadziesiąt metrów przespacerowanych w ciasnym apartamencie, po twardej podłodze, udowodniło mi, że chłopak dosłownie chodzi jak po sznurku a mi… zaczęło być szkoda jego kolan…
Po raz pierwszy czułam, że za dużo myślę na sesji… że zamiast bezrefleksyjnie realizować się w pasji dominacji, poczuciu uległości młodego samca, czuję obawę, czuję za niego odpowiedzialność za bezbolesne… „rozdziewiczenie”….
Wychodzę z założenia, że „klasyka zawsze się obroni…”. Wiem, jakim fetyszem dla wielu uległych są stopy.. szpilki, buty, ślady butów… wręcz lizanie podeszwy i śladów po których szła Pani… Nie, dla Młodego to będzie za dużo… Dostaje więc polecenie przyniesienia miski z idealnie ciepłą wodą, naszykowanie ręcznika, mydła i mojego ulubionego balsamu do stóp.. Zażyczyłam sobie raj dla moich nóg… masaż w cieplej wodzie, wymasowanie każdego paluszka, pięty, śródstopia… naniesienie cienkiej warstwy balsamu i wsmarowanie go w każdą komórkę skóry… Przejęcie poleceniem i prawidłowością jego wykonania mocno zawładnęło umysłem Młodego…
Ciężko o relaksujący masaż drżącymi dłońmi…. Z głośników dochodziła mocno klimatyczna muzyka. Czułam, że Młody jest przeładowany bodźcami, rolą, sytuacją. Postanowiłam go odciąć od niektórych bodźców, uspokoić go trochę, dać chwilę oddechu…
Ze stopami lekkimi jak wata cukrowa znacznie lepiej się chodzi… Pomimo odcięcia zmysłu wzroku, częściowo słuchu, Młody nadal szedł jak po sznurku. Czułam, jak koncentruje się na każdym moim ruchu… Bezbłędne chodzenie na smyczy, pełne skupienie i posłuszeństwo…. Tą część teorii zaliczam mu na szóstkę.
Główne zmysły jakie pozostały Młodemu to dotyk i węch… Ponieważ przed sesją sporo rozmawialiśmy, wiedziałam, że Młody potrzebuje spanku, klasycznej tresury, dyscypliny i musztry, takiej klasycznej „kindersztuby”…
Natomiast mi, może niepotrzebnie, wymknęło się podczas rozmowy, że lubię podnieconych, napalonych młodych ze sterczącym ogonkiem młodych…. Ze smutkiem patrzyłam, jak ogonek młodego bezwiednie merda miedzy nogami…
Ciężko mi było wyczuć, czy się stresuje, czy ma za mało, czy za dużo bodźców… Kolejnym klasykiem jest… zapach. Zapach Kobiety, władczej, silnej, zdecydowanej….. nie wymytej Iladianem czy Intimą partnerki, a ZAPACH kobiety… Przyciągnęłam głowę Młodego blisko… mocno… namiętnie… i jedyne co czułam, to drżenie.. pomimo 24stC w apartamencie… a ogonek jak zwisał, tak zwisał dalej.. 🙁
Cały czas myślałam, jak uwolnić myśli Młodego… jak sprawić by poczuł flow, przekaz, by się otworzył i… czerpał. Przypomniałam sobie fragmenty rozmowy.. spank, kary, unieruchomienie, związanie.. to główne pragnienia Młodego. Na szczęście nigdy nie rozstaję się szorstkimi, jutowym sznurami, idealnymi do szybkiego unieruchomienia samca… Dwa węzły szybko skrępowały kostki i nadgarstki cały czas drżącego Jednorożca… Dałam mu czas, by poleżał, przyzwyczaił się do nowej sytuacji… teraz jest nagi, oddany i częściowo bezbronny…
Zegar odmierzał kolejne minuty… Ani związanie, ani zapach, ani unieruchomienie nie poskutkowały „widocznym” zadowoleniem Młodego…
Przytuliłam go i pogłaskałam po głowie… Spytałam, co go blokuje, jak się czuje, czego mu brakuje, by poczuć się wolnym, spełniony,, byś spacerować w chmurach? Po krótkiej rozmowie wyczułam, że marzy o dyscyplinie, karze, szybkich przeszywających ciało i umysł impulsach…. w ruch poszła nie tylko szpicruta, ale i klasyczna, ostra bambusowa rózga…
Młody dzielnie liczył zadaną ilość razów. Był cholernie wytrzymały i karny. Czułam, że potrzebuje tych impulsów, przeszywających bodźców, prostej kary i przyjemności jednocześnie… po odliczonej ilości razów pokornie wystawił dłonie na kolejne…
Znacie mnie… nie jestem sadystką, nie czerpię przyjemności z zadawania bólu… czułam jednak, że on tego chce…. nie wiem z jakich grzechów go rozgrzeszałam, co chciał odkupić, co osiągnąć…..? Może jednak za mało się poznaliśmy?
Czy zapach, lizanie, rimming to coś, co wystrzeli młodego w kosmos…?
Ponieważ widziałam, że mój fetysz młodego uległego chłopaka ze sterczącym ogonkiem topi się w coraz większej mgle, postanowiłam zadbać o swoją przyjemność…
W końcu jestem Dominą… Kolejna dawka zapachu, bliskości i oddania… Kolejne drżenie i młoda męska bezsilność. Nie zdradzę Wam, jaki fetysz chciałam zrealizować z Młodym…. ale być może to go blokowało, ograniczało, siedziało z tyłu głowy. Ponieważ moja hedonistyczna, dominująca strona zawsze bierze górę, dałam Młodemu szansę sprawienia swojej Pani przyjemności.. W walizce, która tak ochoczo stukała po bruku miałam na szczęście niewielkiego gaga…
Młody mocno się ożywił, gdy zapinałam uprząż na jego karku… Odcięty od pozostałych bodźców miał do dyspozycji mój zapach i chęć dania przyjemności Pani… Bardzo czule, choć niezwykle namiętnie, dawał wyraz swojemu podnieceniu… nie fizycznemu, ale psychicznemu, okazywał wręcz wdzięczność za możliwość rewanżu… danie tej możliwości. I wiecie co? Do tej pory gag traktowałam jako zabawkę, zwykły erotyczny gadżet.. Młody sprawił, że przeżyłam wspaniały orgazm. Czułam, że chce się odwdzięczyć, dać mi przyjemność, ofiarować swoją namiętność, choćby z gagiem w ustach…
Wyszło mu znakomicie… Przytuliłam go czule w geście podziękowania.
Wiem, że stres i pierwsza taka sytuacja w życiu mogą skutecznie zablokować fizyczność. Starałam się jak mogłam, by pierwsza sesja z Dominą pozostała dla niego miłym wspomnieniem… Czy będzie? Czas pokaże… jedyną wiadomością, jaka na razie od niego dostałam, to podziękowanie za sesję i fakt, że musi ją przemyśleć…
Nie wiem, czy nie postawiłam poprzeczki sobie i jemu za wysoko….. spełniłam swój fetysz, wprowadziłam w świat dominacji kruchego, młodego, niewinnego Jednorożca… Czy ja popełniłam błąd, czy on nie był jeszcze gotowy? Jak myślicie?
Smycz – metr bliskości
Pisze do mnie wiele uległych osób, prosząc o sesję dominacji, tresury i podporządkowania. Pomijam fakt, że nigdy nie realizuję scenariuszy, to niektórym piszącym zdarza się zawrzeć garść marzeń, oczekiwań i wyobrażeń. Przemilczę te najbardziej ostre i mocno odjechane fantazje, ale w większości przypadków, niezależnie czy pisze do mnie kobieta, mężczyzna czy para, przewija się marzenie chodzenia na smyczy.… na pierwszy rzut oka banał, ale… znacie mnie: we wszystkim widzę głębszy sens, lubię analizować…
Technicznie, czy to u czworonożnych przyjaciół czy u ludzi, smycz przypina się do obroży. Już sam rytuał zakładania obroży uległemu to temat na oddzielny duży artykuł – tu na prawdę jest o czym pisać. W skrócie założenie obroży to dzwonek na lekcję, akt przyjęcia na służbę, początek… Przypomnę tylko, że u mnie, obrożę jako swój znak uległości, swój osobisty amulet, uległy przynosi ze sobą. Wręcza mi ją jako klucz do swojej duszy i ciała. Nie jest jeszcze przesądzone, czy ją założę, ale żeby nie przedłużać: dziś obroża jest już na szyi.
Psychicznych i fizycznych aspektów przypiętej do obroży smyczy jest tak wiele, że nie wiem od czego zacząć… Na pewno pierwsze, co nasuwa się na myśl, to utrata samodzielności, możliwości przemieszczania się. Dystans jaki wyznacza smycz to obszar bliskości z Panią.
Pani może ją poluzować do pełnej długości lub maksymalnie przyciągnąć do siebie. Może też za jej pomocą poddusić, odciągnąć, szarpnąć, przywołać do porządku. Sztuką jest uważać, by Pani nie musiała siłować się ze smyczą. Jeżeli tak jest, oznacza to, że uległy jest nieposłuszny, krnąbrny i słabo wytresowany. Widzieliście jak szkolone psy idą u boku swojego właściciela? Tam smycz jest tylko formalnością… pies idzie równym tempem, trzymając pysk blisko kolana przewodnika, kątem oka śledzi każdy jego ruch, reaguje, zmienia kierunek i prędkość tak, by przypadkiem nie naprężyć smyczy… To jest miara jego posłuszeństwa. Tego samego wymagam od moich uległych..
Ruszamy… pierwsze moje kroki są sygnałem, by uważnie analizować i śledzić każdy mój ruch. Na początku powoli, daję czas na przyjęcie pozycji na czworakach i przyzwyczajenie się kolan do twardej podłogi. Wiem…. to boli. Każdy krok, gdy skóra kolana miażdży się o podłogę, ma uświadomić uległej osobie jej pozycję. Nie psa, a uległego/uległej na smyczy…. nie wiem, czy będę spacerować po studiu minutę czy dziesięć, ale właśnie w tym momencie odczuwam pierwszą przyjemność z dominacji… nie ważne czy idzie za mną kobieta czy mężczyzna, dwumetrowy facet czy drobna dziewczyna, młody napakowany chłopak czy starsza kobieta – mam smycz i to ja kontroluję sytuację…
A co w przypadku deprawacji sensorycznej, gdy uległy ma maskę, nie widzi mnie i nie słyszy moich poleceń? Jego zmysły muszą wtedy ulec maksymalnemu wyostrzeniu – analizować najdrobniejsze ruchy smyczy, układ kostny musi odbierać stukot moich obcasów, zmysł węchu analizować, w którą stronę się przemieszczam… to jak prowadzenie w tańcu: drobny impuls ma przerodzić się w konkretny efekt, bez opóźnień i nieporozumień. Uwierzcie, że 5 minut takiego spaceru to zmęczenie jak po maratonie…
Czy smycz powinna zostać do końca sesji? Owszem, przydaje się do korygowania postawy, dystansu, wymuszania pozycji, jednak zazwyczaj udaje mi się na tyle wykorzystać jej szkoleniowy potencjał, że po chwili staje się zbędna, a jej brak wcale nie daje uległemu poczucia swobody, a wręcz przeciwnie – lęk, strach i osamotnienie…
Odpiętą smycz można też z powodzeniem użyć do innych celów, ale dziś skupiamy się na smyczy i obroży…
Nie sposób pominąć zastosowania smyczy na klimatycznych imprezach. Zwłaszcza FemDom’owych. Z jednej strony czuję się rewelacyjnie wchodząc na takie wydarzenie z uległym na smyczy, z drugiej daję mojemu uległemu poczucie bezpieczeństwa i przynależności. Wie, że Pani nie zostawi go i nie oddali się dalej niż 100cm smyczy, że wszędzie zabierze go ze sobą, nawet do toalety…
W czasie gdy zajęta będę rozmową przy drinku z innymi osobami, mój uległy może spokojnie czekać pod stołem i masować mi stopy, ale cały czas nie dalej niż metr ode mnie. W takich sytuacjach czuję ogromną odpowiedzialność za mojego uległego, wiem, że może to być dla niego nowa sytuacja, może czuć się niepewnie. Nigdy nie przekażę smyczy komuś obcemu, nie zawiążę smyczy o kaloryfer, czy nie każę warować i czekać…. przyznam się nawet, że zdarza mi się głaskać uległego pod stołem, by poczuł się bezpiecznie. Choć czasem okazuje się, że niepotrzebnie, bo po imprezie stwierdza, że nigdy tak wspaniale się nie czuł, ale może jestem inna, ja tak mam 🙂
A skoro już jesteśmy przy imprezach i smyczy, muszę wspomnieć o przezabawnej historii: w pewnym swingerskim klubie, gdzie odbywała się quasi bdsm’owa impreza pojawiła się pewna para. Nie mam pewności, czy było to małżeństwo, czy para eksperymentująca w klimacie, jednak jako jedni z nielicznych wczuli się w klimat imprezy i wyposażeni w gadżet w postaci, jakby nie było, smyczy wkroczyli do środka… I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie była to smycz…. automatyczna 🙂 10-cio metrowy zasięg uległego był imponujący, zwłaszcza gdy idąc po drinka dla swej Pani paraliżował ruch w klubie… ale jakże to było słodkie… można? Można!
Tak czy inaczej smycz to smycz. Wbrew pozorom bardzo poważne i potężne narzędzie. Bez niej nie wyobrażam sobie sesji i uwierzcie – jest najczęściej wspominanym momentem spotkania, najbardziej zapadającym w pamięć i umysł…
A Wy macie swoje obroże…? Z kółeczkiem do przypięcia smyczy… Tak na wszelki wypadek…?
FemDomowe frytki w Krakowie
Tak się złożyło, że na większość klimatycznych imprez wybierałam do tej pory Warszawę. Świetny dojazd, znam miasto, prawie drugi dom. Tym razem nadarzyła się okazja, by sprawdzić jak gród Kraka bawi się w klimacie. Moją uwagę zwróciła impreza FemDom Night w klubie Artefakt…
Kraków to miasto artystów, ludzi otwartych, wrażliwych, sympatycznych i pozytywnie zakręconych. Czy też kinksterów? Wynajęłam apartament wręcz po sąsiedzku z klubem. Chwila przygotowań i byłam gotowa udać się na… peron 9 i 3/4.
Komuś kto zna Harrego Pottera tłumaczenie nie jest potrzebne. Co prawda nie trzeba było przenikać przez filar dworca, to jednak wskazówki organizatora jak dotrzeć na imprezę, tak mi się skojarzyły… po wejściu idziemy prosto omijając wszystkich, przed barem skręcamy w lewo, odpinamy łańcuch z napisem „zakaz wstępu”, zapinamy z powrotem i schodzimy na dół, na poziom -1, gdzie już na nas czekają. Wspaniały dysonans parteru, gdzie siedzą znudzeni ludzie przy barze, kompletnie nie świadomi tego, co dzieje się pod podłogą. A działo się sporo… ale o tym później.
Ponieważ nie miałam pewności, czy na imprezie FemDomowej znajdą się „wolni ulegli” postanowiłam zabrać ze sobą swojego sprawdzonego sługę… (tu mała prywata: M. – masz szczęście, że się nie spóźniłeś, różą się nie przejmuj, liczy się chęć i gest 😉 ).
Na poziomie -1 od razu dała się zauważyć luźna, przyjacielska atmosfera, otwartość i klimat. Cieszy dość niska średnia wieku krakowskich kinksterów, fajnie, że na prawdę młodzi ludzie są już w klimacie i bywają na takich imprezach.
Oczekując na zabawy i pokazy jakie organizator przygotował dla umilenia czasu, oddałam się klimatowi imprezy… Na pieszo do Krakowa nie przyszłam, jednak moje stopy odczuwały potrzebę masażu, wielbienia i adoracji. Mój M. mnie nie zawiódł… 🖤 😈
Gry i zabawy na scenie może raczej nie do końca spełniły moje oczekiwania… Co prawda w klimacie, jednak chyba potraktowane ze zbyt dużym przymrużeniem oka. Miłośnicy tramplingu otrzymali swoją dawkę deptania i wyglądali na bardzo zadowolonych.
Za to oprawa muzyczna była na prawdę na wysokim poziomie… tu organizatorowi @alec_eiffel przypominam o obiecanej playliście 😉
Oddając się klimatycznej muzyce rozkoszowałam się dalej serwowanym masażem stóp. Tu pozdrowienia dla sympatycznego uległego z kitką, który przyłączył się i pomógł mojemu M. – w końcu mam dwie stopy, prawda?
😈 🖤Czas mijał, było dobrze po północy. Włączyły mi się zachcianki… A że bar na poziomie -1 nie oferował nic prócz drinków, to żeby nie było za łatwo padło na…frytki!
Nie mam pojęcia skąd ten pomysł w środku nocy….ale tak! Chcę frytek! FemDom ma swoje prawa, dlatego już po kwadransie miałam w rękach opakowanie świeżutko upieczonych belgijskich frytek z majonezem…. Nie obchodzi mnie skąd się wzięły – ale ta niepozorna porcja frytek przyczyniła się do zmiany mojej dotychczasowej definicji hedonizmu:
Hodonizm to zapach moich świeżych frytek w środku nocy
na imprezie FemDomowej.Przy okazji przepraszam pozostałych, jeżeli pociekła Wam ślinka… w sumie mogłam zebrać większe zamówienie… Ale żeby nie było – częstowałam 😉
M. i @i_smile – smakowały, no nie? 😉W czasie , gdy zajadałam się frytkami nadszedł czas na kolejny pokaz. Tym razem coś na prawdę konkretnego. W ręce wspaniałej sadystki @NikaMeg trafił uległy lubiący jeżyki… zrobione z własnego penisa… Nie mój klimat, ale chętnie popatrzyłam. Przy okazji brawo za fachowość i profesjonalizm.
Bardzo miło, że wiele osób przysiadło się porozmawiać, zapoznać. Przy okazji pozdrawiam też tych, którzy okazali się czytelnikami tego bloga. Na prawdę nie sądziłam, że ma taki zasięg 😉
W międzyczasie na scenie zapanował spontan, był nawet moment na pamiątkowe fotki. I tu kolejna okazja do pozdrowień, tym razem dla przesympatycznej uległej @i-Smile 😈 🖤 😈 a reporterce przypominam się w sprawie zdjęć..I tak dotarliśmy do końca imprezy, przynajmniej tej oficjalnej części, a „co było na afterze, zostaje na afterze”. Jeszcze raz dziękuję za fajnie spędzony czas, jestem oczarowana kinksterskim Krakowem i na pewno tam wrócę.
Przy okazji przypominam się @-Phlegethon w sprawie obiecanego zaproszenia na Kraków Munch, chętnie się wybiorę…
A Wy na jakich imprezach bywacie? Może znacie jeszcze jakieś inne perony 9 i 3/4?