Na początku był chaos…
Nie planowałam takiego wpisu, uznając, że pewne tematy należy przemilczeć, nie odsłaniać zbyt wiele prywatności, własnych uczuć i przeżyć, to jednak słowo się rzekło – podejmuję się cyklu wpisów „na zamówienie”, a ten temat został zaproponowany jako jeden z pierwszych. Chyba jestem gotowa, chcę, opisać swoją drogę…
Nie jestem feministką – szanuję kobiety uległe, dominujące i te… które jeszcze swojej drogi nie odnalazły. Szanuję waniliowy małżeński seks, pary żyjące w hermetycznych relacjach, nie widzących świata poza sobą i czerpiących z tego układu radość, szczęście i spełnienie. Co jednak, gdy do sypialni wkradnie się rutyna, lekkie znudzenie, chęć na coś choć troszkę innego?
Zazwyczaj w tym momencie wiele par popełnia ogromny błąd. Zakładają konta na portalach randkowych, planują wizyty w klubach czy na imprezach swingerskich…
To temat na oddzielny wpis, zwłaszcza że nie chcę bawić się w psychologa, nikogo umoralniać, ostrzegać czy wróżyć porażki.
Zastanówcie się jednak, czy od razu szukać rozrywki i wrażeń w seksie równoległym, swingu, cuckoldzie, czy wreszcie gang-bang’u itp… Spróbujcie może najpierw czegoś z BDSM: na początek konwencji FemDom lub MaleDom… może to wystarczy, by znowu nie chcieć wychodzić z własnej sypialni przez następne 10 lat?
Wiem z rozmów, że dla wielu par to dość oczywisty i prosty wybór – po obejrzeniu Fifty Shades of Grey postanawiają zakupić pluszowe kajdanki, a do zabawy dołączyć klapsy i trochę wyuzdania. Ale skąd do cholery wiedzą jakie role przyjąć na początku? Dlaczego to zazwyczaj mężczyzna bierze do ręki pejcz i staje nad kobietą? Skąd ten schemat?
Tym wpisem chcę chyba podświadomie zachęcić kobiety do stanięcia przed lustrem i odpowiedzenia sobie na proste pytanie: jestem uległa czy dominująca?
Sama długo żyłam w waniliowym związku… całe długie lata… Nie wiem, być może mężowi zaczęło czegoś brakować, ale po jakimś czasie zaczął dwoić i się i troić, by do sypialni wprowadzić powiew świeżości, nowości, jakiegoś zaskoczenia. Pojawiły się wibratory, korki analne, klipsy na sutki itp. Patrzyłam na wypełniającą się gadżetami szufladę i w głowie rodziło się pytanie „po co to”? Dziś już wiem, że brakowało flow, motywu, klimatu. To tak nie działa, że facet „ni z gruchy ni z pietruchy” przypnie kobiecie klipsy na sutki, ręce przykuje do kaloryfera i już „mają BDSM”… jest świeżo, fajnie i na poziomie.
Mój mąż zawsze chciał dominować. Może mi o tym nie wprost nie mówił, ale podświadomie do tego dążył. Miałam to szczęście, że traktował mnie jak partnerkę, kogoś równego sobie. Nie był (i nie jest) sadystycznym oprawcą, któremu wystarczy dać przyzwolenie i zacznie bezmyślne tortury. Najważniejszy dla niego był zawsze klimat, flow, to co się dzieje w mózgu osoby dominującej i uległej, a nie liczba pręg i czerwonych śladów na ciele. Ponieważ nie mógł pstryknąć palcami i zamienić mnie z dnia na dzień w uległą sukę postanowił zrobić coś… niezwykłego. Dać mi poczuć się Dominą… ale jak ma to zrobić?
Nie napiszę, że byłam zakompleksioną zwykłą kobietą, kurą domową i szarą myszką. Ale na pewno nie byłam wyuzdana, odważna, pewna siebie, nie do końca akceptowałam niedoskonałości swojego ciała. Wiedziałam, że zabawy w dominację nie ważne po której „stronie bata” wymagają pełnej akceptacji swojego ciała otwartego umysłu, odwagi… Mąż próbował mnie otworzyć, obsypywał komplementami, dowartościowywał jak mógł, jednak odbierałam to dość powierzchownie… to w końcu mąż, co innego ma mówić..? Pewnego dnia kazał mi ubrać pończochy, gorset, zapalił wszystkie światła w sypialni i wyciągnął…aparat.
To było kilka zdjęć, naprawdę grzecznych, bez pornografii i ginekologicznych zbliżeń… wysublimowane i wysmakowane zbliżenia stóp, pośladków, ud, pępka…
Na drugi dzień kazał mi założyć konto na zbiorniku… większości tych zdjęć już nie ma, profil ewoluował, ale pierwsze komentarze były fantastyczne. To były komplementy od obcych mi osób, słowa naprawdę wbijające się w mózg. Zdjęć na profilu przybywało, tak samo jak mojej odwagi, coraz większej akceptacji siebie i zrozumienia, że mogę się podobać. Po jakimś czasie sama prosiłam męża o sesje, co prawda coraz odważniejsze, jednak miałam już u stóp rzeszę fanów, czekających na kolejne odsłony.
Czułam, że kwitnę… odblokowałam się i uwierzyłam w siebie. Byłam już gotowa, by w pełnym świetle uklęknąć naga przed Panem lub… stanąć wyprostowana w lateksowym stroju z.. batem w ręku…
To była decydująca chwila, rozdroże…
Mąż jednak kontynuował swój plan. W pewnym momencie na messengerze przysłał mi pewien obrazek gif…
Wbił mi się w mózg… Skrzynka odbiorcza na portalach, gdzie zamieszczałam swoje coraz bardziej odważne zdjęcia pękała w szwach. Miałam tysiące facetów u stóp… na razie w przenośni. Gif nie dawał mi jednak spokoju. Zrobić to mojemu mężowi, pokazać że mam siłę, władzę, że przejmuję kontrolę i inicjatywę…? Kuszące. Do tego stopnia, że po drodze z pracy wstąpiłam do sexshopu po… mojego pierwszego strap-on’a…
Wieczór należał do mnie. Mój mąż, rosły, silny facet, mocno stąpający po ziemi, pragnący zrobić ze mnie potulną sunię nie był w stanie oprzeć się silnemu szarpnięciu za włosy. Sprawnym ruchem z lekkością sprowadziłam go do parteru, pozycji klęczącej, z wypiętym tyłkiem. Nie oponował, bo przecież sam chciał bym poczuła władzę, dominację. Pierwsze sekundy tej zabawy rozsadziły mi mózg. To wtedy poczułam to, co jest w podtytule mojego bloga „gdy kobieta odkrywa w sobie pasję dominacji”. To mnie karmiło, chciałam więcej, mocniej, częściej. Zaczęły rodzić się fetysze, fantazje, chęć mocniejszych doznań. Wybaczcie, że daruję opis dalszych „zabaw” z mężem. Zwłaszcza, że nie ma to już znaczenia. Obudził we mnie bestię, Dominę, kobietą wiedzącą czego chce, pragnącą rządzić mężczyznami i chcącą być przez nich uwielbianą, adorowaną… W pewnym momencie mąż zrozumiał, że mam nową drogę, nowy sposób na siebie, na swoje seksualne fantazje i hedonistyczne spełnienie. Skończyło się na tym, że ja dominuję uległych facetów, a on swoje uległe suczki. Czasem, gdy trafi się uległa para łączymy siły… ale to też temat na kolejny wpis…
I może nie było to w telegraficznym skrócie, ale tak to właśnie doszłam do miejsca gdzie jestem, jesteśmy.
Ciekawa jestem, czy tak wyobrażaliście sobie moją drogę? Bo chyba nie myśleliście, że urodziłam się ze strap-on’em i batem w dłoni…? 😉
5 komentarzy
Mlodypsiak
[edit, dziękuję] Pani droga jest super! Żyjemy po to żeby się rozwijać!
Ukłony.
Severin
Dear Madame, I enjoyed the pictures of you pegging a slave with a strapon-dildo. It must be a blessing to be in the position to feel your dominance this way!
A submissive admirer
Uległy
Dziękuję za opisanie historii, jak widać jest Pani normalną kobietą która odkryła swoją drogę, pozdrawiam:)
sissy hubert
Witam Panią,
To niesamowite i bardzo intymne wyznanie, coś na co nie każdy miałby odwagę. To tylko potwierdza, stare powiedzenie: „Do odważnych świat należy” ! Ja zawsze będę powtarzała to samo. W każdej kobiecie tkwi piękno, cała sztuka polega na tym aby wydobyć go na powierzchnię. Musi Pani przyznać, że bez pomocy męża nie odkrywa by Pani w pełni swojej seksulaności a może doszło by do tego o wiele później i innych okolicznościach… Niemniej jednak, ta historia w pewnym sensie mi imponuję… Sama, zawisłam na rozdrożu mojego rozwoju, po części ze strachu a po częsci z powodów osobistych. W każdym razie, ten wpis można uznać za inspirację.
chapeau bas:)
kosmo
Przepiękna historia, podziwiam jednak Panią że była Pani wstanie zaakceptować inne samiczki którymi zabawia się mąż, Kobiety które sam dotąd poznałem nie są w stanie zaakceptować innej w intymnym układzie. A sugestia że i ty możesz zabawić się z innym, traktowana jest jako największa obelga.
Stały czytelnik
„Super blog fajnie się czyta i ogląda”